Mądry Polak po szkodzie?

Jakich pułapek unikać, podpisując umowy ubezpieczeniowe? Jak omijać zasadzki, które na nas czyhają?

 O tym wszystkim rozmawiamy z doradczynią ubezpieczeniową Dominiką Krysą.

 

 

Chyba wszyscy to znamy z własnego doświadczenia. Nagle uświadamiamy sobie, że ubezpieczenie, które kiedyś zawarliśmy, nic nam nie daje i że wyrzucamy co miesiąc pieniądze w błoto, ale wyplątać się z tego nie umiemy.
– Winne temu są umiejętność przekonywania ubezpieczyciela i nasza łatwowierność. Często zdarza się, że agent w rozmowie z nami naopowiadał, naobiecywał, a potem dostajemy polisę, w której brakuje połowy rzeczy, o których była mowa. W efekcie płacimy, ale nie jesteśmy zabezpieczeni, tak jak chcieliśmy.

A co robić, gdy stwierdzimy, że nas naciągnięto, że ubezpieczenie jest nieodpowiednie albo wręcz niepotrzebne?
– Zacznijmy od tego, jak zapobiegać takim sytuacjom. Po pierwsze, po otrzymaniu polisy trzeba usiąść i porównać, czy to, co tam jest napisane, zgadza się z tym, o czym mówił ubezpieczyciel. Mamy 14 dni na odesłanie polisy z powrotem, w efekcie czego wstępna umowa stanie się nieważna. A zatem jeśli w ciągu tych 14 dni po prostu nas olśni: przecież ja tego nie potrzebuję, ale gościu mnie tak zagadał, że już po prostu nie wiedziałam, co robię, i podpisałam, żeby sobie wreszcie poszedł, to pamiętajmy, że można się bez problemu wycofać! Wystarczy odesłać polisę z powrotem, koniecznie listem poleconym z potwierdzeniem odbioru. Warto pamiętać jeszcze o tym, że większość ubezpieczeń to kontrakty dziesięcioletnie i otrzymuje się wtedy z reguły rabat. Dobrze też zastanowić się, czy ubezpieczenie na tyle lat na pewno jest potrzebne. Może na przykład nie zamierzamy tak długo mieszkać w tym mieszkaniu? Można więc poprosić o opcję ubezpieczenia na rok czy dwa. W końcu zrywanie dziesięcioletniej umowy zawsze wiąże się ze stratą finansową. I jeszcze jedno – pamiętajmy o dotrzymaniu okresu wypowiedzenia, zawsze miesiąc przed upływem terminu!

Nasze zagubienie w sprawach urzędowych potęguje często brak dostatecznej znajomości języka...
– Tak! I nieszczęścia toczą się lawinowo! Ostatnio pomagałam samotnej matce z trójką dzieci. Wpadła w tak poważne długi, że postanowiła się udać po poradę do specjalisty. Zapłaciła pieniądze za doradztwo, a po kilku dniach do domu zaczęły przychodzić polisa za polisą. Ubezpieczyciel wykorzystał bowiem jej brak orientacji i słabą znajomość języka i „powciskał" najrozmaitsze ubezpieczenia. Zamiast jej pomóc, pogorszył jej sytuację finansową, bo teraz płaci ona co miesiąc prawie 400 euro na te wszystkie ubezpieczenia! Przecież trzeba nie mieć sumienia, żeby w pogoni za zyskiem tak wpędzać ludzi w nieszczęście!

Jak omijać zasadzki, które na nas czyhają?
– Należy czytać starannie polisy i wszystko, co podpisujemy! Najlepiej jest poprosić o ponowne przyjście ubezpieczyciela z wybraną polisą, po to, by sprawdzić, czy jej treść zgadza się z tym, co zawarliśmy w umowie. I oczywiście pamiętajmy, że mamy na to tylko nieprzekraczalny termin 14 dni. Nieświadomość drogo kosztuje. Dla przykładu zajmuję się już od trzech miesięcy sprawą właściciela firmy budowlanej, który nie może się pozbyć Rechtschutz na swoją firmę. Umowa została zawarta na 10 lat, które teraz właśnie minęły. I jak to bywa, suma ubezpieczenia była podnoszona co roku o 10 procent. Ubezpieczyciel co jakiś czas przychodził do szefa firmy i uaktualniał umowę zależnie od tego, ilu było pracowników. Coś takiego jest normalną procedurą i nie wymaga pisania nowej umowy, jako tak zwana Vertragsänderung, czyli zmiana treści umowy bez zmiany daty upływu, a nie Konvertierung, czyli nałożenie nowej umowy na starą. Tymczasem ubezpieczyciel dawał mu za każdym razem nową polisę. Za każdym razem też liczenie 10 lat zaczynało się od nowa, a agent dostawał za każdym razem prowizję. Klient, wierząc, że ubezpieczyciel to fachowiec i chce dobrze dla niego, nie był dostatecznie czujny i nie zwrócił uwagi, że na formularzu miał napisane nie Änderung, ale Neuantrag. I dziś doszło do tego, że płacił on roczną składkę 2800 euro za Rechtschutz. Mimo wieloletniego członkostwa, umowa ta co roku była liczona od zera, a zatem klient musiał firmę całkowicie zlikwidować, aby wyjść z tego ubezpieczenia, zgodnie z zasadą: jak nie ma firmy, to nie ma ryzyka i ubezpieczenie rozwiązuje się automatycznie. Mój klient mógłby więc zapłacić za ten sam produkt ponad 1000 euro taniej.

Więcej w marcowym numerze "Poloniki". Polecamy!

 

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…