Sąsiad z piekła rodem
Ludzie, którymi się otaczamy, w dużej mierze decydują o tym, jak wygląda nasze codzienne życie. Zazwyczaj nie mamy wpływu na to, kto będzie mieszkał za ścianą, dlatego też każda zmiana mieszkania wiąże się z obawą, z jakimi ludźmi przyjdzie nam sąsiadować. Bo niestety zdarzają się sąsiedzi z piekła rodem...
Może być wiele przyczyn tego, że niektórzy nękają swoich sąsiadów. Być może robią to z nudów, zazdrości, zawiści albo po prostu taki mają charakter. O tym, jak tego typu ludzie potrafią zmienić zwykły dzień w istne piekło, przekonało się wiele osób, w tym nasze czytelniczki.
Dotychczasowe życie pani Barbary, mężatki i mamy dwójki małych dzieci, było ułożone i spokojne, a zmieniło się diametralnie, gdy do mieszkania piętro niżej wprowadziła się nowa sąsiadka, niepracująca, starsza kobieta. Wszystko zaczęło się, gdy cała rodzina wróciła do Wiednia z Polski, gdzie spędzała święta Bożego Narodzenia. Zaraz po przyjeździe nowa sąsiadka zaczęła upominać kobietę, że jej dzieci zachowują się zbyt głośno i musi z tym coś koniecznie zrobić. – Mam dwójkę dzieci, starsze chodzi już do przedszkola, więc przez połowę dnia praktycznie go nie ma, młodsze dopiero uczy się chodzić i często śpi w ciągu dnia. A tej pani przeszkadza absolutnie wszystko, kazała mi nawet przywiązać dzieci do krzeseł i pozabierać im zabawki – oburza się pani Barbara.
Na upomnieniach słownych się nie skończyło, jakież było zdziwienie całej rodziny, gdy o godzinie dziewiątej rano, w sobotę, do drzwi zapukała policja. Pani Barbara wyjaśniła spokojnie, że domyśla się, w jakiej sprawie funkcjonariusz do niej przyszedł i opowiedziała o swojej sytuacji. – Zapytałam, co mam zrobić w takich warunkach, jako mama dwójki małych dzieci, ponieważ sąsiadce przeszkadza nawet to, gdy dziecko przebiegnie do ubikacji, a młodsze tylko raczkuje. Policjant poradził mi, abym położyła dywany tam, gdzie mały raczkuje, po czym wziął ode mnie dokumenty i spisał moje dane – opowiada kobieta.
Po tej wizycie pani Barbara tylko przez trzy dni mogła odpocząć od uporczywej sąsiadki. Gdy już myślała, że wszystko wróci do normy, około godziny dwudziestej – wraz z mężem, który akurat wracał z pracy –do domu ponownie wszedł funkcjonariusz policji.
Więcej w kwietniowym numerze "Poloniki"