Niezgoda na niepamięć to za mało

 

Witold Pilecki: żołnierz niezłomny, „ochotnik do Auschwitz”, jeden z sześciu najodważniejszych ludzi europejskiego ruchu oporu w czasie II wojny światowej.

 

 


Stał się symbolem ofiary złożonej przez polski naród w walce z dwoma najstraszliwszymi systemami – nazizmem i komunizmem. Pamięć o nim przywracana jest dzięki staraniom wielu ludzi. Należą do nich twórcy filmu „Pilecki”: producent Bogdan Wasztyl i reżyser Mirosław Krzyszkowski.

Filmowi "Pilecki", który do kin trafi we wrześniu 2015 roku, towarzyszy książka "Pilecki, śladami mojego taty". Z synem rotmistrza, Andrzejem Pileckiem, rozmawiają w niej twórcy filmu, których gościmy dziś na łamach naszego pisma.

 

 

 

 

Dlaczego zdecydowali się Panowie nakręcić film o Pileckim?
Bogdan Wasztyl: To długa historia. W 1996 roku historyk Adam Cyra obronił pracę doktorską o rotmistrzu Witoldzie Pileckim i rozpoczął starania o jej opublikowanie. Okazało się wówczas, że – mimo iż praca miała znakomite recenzje – nikomu nie zależało na jej wydaniu. W gronie znajomych uznaliśmy, że niezgoda na niepamięć to za mało i konieczne jest przeciwdziałanie. Dlatego postanowiliśmy wydać pracę dra Cyry wraz z „Raportem" Witolda Pileckiego, obszernym dokumentem traktującym o KL Auschwitz. Dziesiątki nocy zarwałem mozolnie przepisując „Raport" z niedoskonałych kopii maszynopisu. Jednak nawet tak niekomfortowa lektura nie pozostawiała złudzeń, że obcuję z wybitnym dziełem i niezwykłym autorem. „Raport" – poza warstwą dokumentacyjną – to zapis czystego patriotyzmu, umiłowania ludzi, wolności i Ojczyzny. Pilecki zaś jawi mi się do dziś jako człowiek prawy, niezłomny, rozważny i odważny, gotów do najwyższych poświęceń dla dobra Polski i rodaków, człowiek, dla którego najważniejsza jest sprawa, a nie osobista kariera. W 2000 roku książka Adama Cyry „Ochotnik do Auschwitz. Witold Pilecki 1901–1948" ukazała się drukiem, a ja zacząłem rozmyślać o filmie.
Mirosław Krzyszkowski: Mnie do tego pomysłu wciągnął Bogdan. Kiedy studiowałem gromadzoną dokumentację, opowieść o Pileckim pochłaniała mnie coraz bardziej. Jego życiorys, duchowość, dokonywane wybory pokazywały człowieka niezwykłego, tak po ludzku, mimo jego skromności, wielkiego. Poprzez jego osobę można opowiadać historię uniwersalną, przejmującą, sięgającą do relacji z Bogiem, do relacji z najbliższymi ludźmi, pokazującą tragizm i konieczność dokonywania życiowych wyborów w imię dobra najwyższego, dobra wspólnego.

Czy widzą Panowie zapotrzebowanie na tego rodzaju film?
Mirosław Krzyszkowski: Artykuły w najpoczytniejszych gazetach i portalach na całym świecie, a także liczne wypowiedzi internautów świadczą o tym, że zapotrzebowanie na film o Pileckim jest ogromne. Widać, że ten rodzaj autorytetu jest bardzo potrzebny. Doskonale to rozumiem, bo sam czerpałem od naszego bohatera i jego rodziny garściami. To niezwykłe, jak człowiek, którego próbowano zetrzeć z tej ziemi i z ludzkiej pamięci, wciąż tak mocno oddziałuje na świadomość współczesnego społeczeństwa.
Bogdan Wasztyl: To nawet nie kwestia zapotrzebowania, ale naszego głębokiego przekonania, że tę historię trzeba opowiedzieć filmowo. Mimo że Pilecki dla wielu ludzi staje się ikoną, wiedza o nim jest nikła. Atrakcyjna opowieść filmowa – stąd forma fabularyzowanego dokumentu – pozwala dotrzeć do szerokich rzesz odbiorców.

W światowej prasie wciąż pojawiają się określenia „polski obóz koncentracyjny". Z czego to może wynikać?
Mirosław Krzyszkowski: Z umiejętnej niemieckiej polityki medialnej i z niedostatecznie aktywnej i skutecznej polskiej polityki historycznej. Przecież zaraz po wojnie nikt nie miał wątpliwości, czyje są te obozy.
Bogdan Wasztyl: Określenia tego typu powinny być kwalifikowane jako kłamstwo oświęcimskie na równi z negowaniem Holocaustu i z całą mocą ścigane i zwalczane przez państwo polskie. Przeprosiny to za mało – oszczerców należy pozywać do sądów i domagać się ogromnych odszkodowań. Redakcje często tłumaczą się, że w określeniach tych chodzi tylko o względy geograficzne. To nieprawda. Jesienią 1939 roku Oświęcim został przyłączony do III Rzeszy. Obóz koncentracyjny Auschwitz, który Niemcy założyli na obrzeżach tego miasta wiosną 1940 roku, był „instytucją" niemiecką i funkcjonował na terenie Niemiec.
Czy zatem nasza wina nie polega na tym, że za mało opowiadamy o ludziach, których postawą możemy się pochwalić przed światem? W jednym ze swoich filmów „Niezłomni. Pod drutami Auschwitz" przedstawiliście takich Polaków.
Mirosław Krzyszkowski: Za mało opowiadamy, a pewne fakty są zupełnie nieznane. Dlatego zrobiliśmy ten film. Sami zbierając dokumentację wpadaliśmy na tropy niezwykłego heroizmu Polaków w obliczu zagłady Żydów. Jest tego tak wiele, że można powiedzieć, iż znane nam są tylko pojedyncze przypadki. Myślę, że powinniśmy zdecydowanie odejść od „współwiny", bo to kompletne zakrzywienie rzeczywistości. Jako naród byliśmy współofiarami. Zło przyszło z Niemiec i wprawiło w ruch mechanizm ludzkiej podłości. Nasz film opowiada o zwykłych ludziach, którzy nie byli obojętni i nie mogli tacy być, bo, jak mówią, nie pozwalało im na to sumienie chrześcijanina. To był główny motyw. Ryzykowali życie swoje i swoich dzieci w imię wartości, które wpajano im od pokoleń. Ten film bardzo poruszył młodych mieszkańców ziemi oświęcimskiej. Pozwolił im być dumnymi. Ci młodzi ludzie nagrali utwór do naszego filmu, do moich słów, pod tytułem „Nie byli obojętni":

(fragment utworu)
Zabrali im dom,
By wznieść bloki śmierci.
Nie byli obojętni.
Nie byli obojętni w cieniu swądu piekła,
Nie byli obojętni, choć nienawiść wściekła.
Zostali ludźmi.

Zapomniał świat
O przeklętym mieście.
Nie byli obojętni.
Nie byli obojętni, świat zasłonił gardę.
Nie byli obojętni, aby mówić prawdę.
Zostali ludźmi.

Zdradzeni szli za druty,
Karani za sumienie.
Nie byli obojętni.
Nie byli obojętni, życie im zabrali.
Nie byli obojętni, co mieli, oddali.
Zostali ludźmi.

B.W.:  Czy ktoś słyszał o antynazistowskiej partyzantce wokół niemieckich obozów KL Mauthausen, KL Gusen, o tysiącach Austriaków, którzy pomagali więźniom tych obozów? Nie. A wokół Auschwitz funkcjonowało podziemne polskie państwo i zbrojny oddział Armii Krajowej, który zorganizował kilkadziesiąt ucieczek z obozu i alarmował aliantów o zbrodniach dokonywanych przez Niemców w Auschwitz. Postawa tych ludzi to jedna z najpiękniejszych kart XX-wiecznej historii.

 

Jak wspominają Panowie spotkania z dziećmi Witolda Pileckiego?
Mirosław Krzyszkowski: Ja miałem kontakt głównie z synem rotmistrza Andrzejem Pileckim oraz wnukami i prawnukami. Byłem zbudowany ich aktywną pomocą w trakcie realizacji filmu, życzliwością i tym, jak wiele wartości przejęli od swego ojca, dziadka, pradziadka. I to wszystko mimo tego, że nie byli ze sobą długo razem, a prawnuki znają go tylko z opowieści rodzinnych. Oni żyją Pileckim na co dzień, są dobrymi, skromnymi, pracowitymi ludźmi. Jak wspaniały musiał być charakter Witolda Pileckiego, że ma wpływ na tak wiele pokoleń...
Bogdan Wasztyl: Tak, to niezwykłe doświadczenia, bo dziś rzadko spotyka się takie rodziny. Mam nadzieję, że widzowie filmu „Pilecki" podzielą nasze opinie.

Jesteście twórcami także innych filmów zajmujących się najnowszą historią Polski. Szczególnie interesuje nas film o masowych egzekucjach w lasach Piaśnicy w 1939 roku, w którym zginęli także Polacy deportowani z Austrii.
Mirosław Krzyszkowski: Opowieść o zbrodni w lasach piaśnickich była również dla nas niespodzianką. W trakcie realizacji filmu docieraliśmy do ludzi i faktów, które powinny zmienić obraz historii II wojny światowej. Okazuje się bowiem, że przed Katyniem miała miejsce w jesieni 1939 roku ogromna zbrodnia na mieszkańcach Pomorza, głównie inteligencji, księżach, zakonnicach, jak i na całych rodzinach polskich przywożonych z Rzeszy. Była to zbrodnia w dużej mierze sąsiedzka, mordowali bowiem niemieccy sąsiedzi. Zginęło tam kilkanaście tysięcy ludzi. Działanie to planowano w gabinetach niemieckich polityków od dawna. Najbardziej poruszyły nas spotkania z dziećmi ofiar Piaśnicy, ich ogromna tęsknota znalezienia chociaż prochów, miejsca pochówku swoich ojców, gdzie mogliby się pomodlić, poczuć bliskość osoby, którą utracili wiele lat temu. Gdy mówią o swoich ojcach, trudno im powstrzymać łzy. Ta historia jest wciąż żywa na tych ziemiach.
Bogdan Wasztyl: Proszę sobie wyobrazić, że część tych oprawców zasilała później komunistyczny aparat represji. Lęk, który wyczuwa się u dzieci ofiar nawet dzisiaj, budzi zaniepokojenie. Jeden z istotnych świadków opowiedział tę historię tylko nam – nie mówił o tym nigdy wcześniej i nigdy później. Trwa wciąż żmudna praca przywracania ofiarom imion i nazwisk, a mimo to ponad 90 procent z nich pozostaje bezimiennymi. Nasze filmy to część tego wielkiego procesu.

 Rozmawiał Sławomir Iwanowski, Polonika nr 242, marzec 2015

 

Witold Pilecki (1901-1948) – polski żołnierz, rotmistrz kawalerii. Urodził się w północnej Rosji, dokąd rodzina Pileckich została przesiedlona przez władze rosyjskie w ramach represji za udział w powstaniu styczniowym. Jako żołnierz-uczeń w latach 1918-1921 służył w Wojsku Polskim i brał udział w niemal wszystkich ważniejszych bitwach z bolszewikami i Niemcami. 
Był uczestnikiem wojny obronnej Polski we wrześniu 1939 roku i współorganizatorem podziemnej Tajnej Organizacji Wojskowej, która w 1943 roku została włączona do struktur Armii Krajowej.
W 1940 roku, na rozkaz otrzymany od przełożonych, Witold Pilecki sprowokował swoje aresztowanie przez Gestapo i trafił do obozu w Auschwitz. W obozie przebywał do 1943 roku. Zagrożony dekonspiracją podjął udaną próbę ucieczki. Następnie działał w Kedywie, czyli Kierownictwie Dywersji Komendy Głównej AK.
Brał udział w Powstaniu Warszawskim, dowodził jednym z oddziałów zgrupowania Chrobry II. Po upadku powstania trafił do niemieckiej niewoli, przebywał w Lamsdorfie (Łambinowicach) i Murnau.
Po zakończeniu II wojny światowej Witold Pilecki otrzymał przydział do 2 Korpusu Polskiego. W grudniu 1945 roku wysłano go do Polski, by organizował podziemne struktury antykomunistyczne. Został aresztowany przez bezpiekę w 1947 roku i oskarżony przez komunistyczne władze o działalność szpiegowską. Pokazowy proces rozpoczął się 3 marca 1948 roku, a 15 marca 1948 roku Rejonowy Sąd Wojskowy w Warszawie wydał wyrok śmierci. Wykonano go 25 maja 1948 roku w więzieniu na warszawskim Mokotowie. Do tej pory nie odnaleziono miejsca pochówku rtm. Witolda Pileckiego. Rewizja procesu i unieważnienie wyroku nastąpiło 1 października 1990 r. Został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, oraz Orderem Orła Białego.
Do roku 1989 wszelkie informacje o dokonaniach i losie rtm. Pileckiego podlegały w PRL cenzurze. W roku 2002 przeciwko prokuratorowi Czesławowi Łapińskiemu, oskarżającemu w procesie rotmistrza, prokurator IPN wniósł akt oskarżenia. Do wyroku jednak nie doszło z powodu śmierci oskarżonego w 2004 r.
Nazwiska wszystkich odpowiadających za ten mord sądowy wpisują się na listę hańby polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie tylko dlatego, że bohatera skazali mordercy w togach, ale także dlatego, że po upadku PRL nie udało się ich osądzić i skazać. Wielu spoczęło na Powązkach Wojskowych, nieopodal swoich ofiar, wrzuconych do zbiorowych grobów na tzw. Łączce Cmentarza Wojskowego.

 

 

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…