Nie potrzebujemy skandali

Nasze oczy widziały już absolutnie wszystko, ale nie potrzebujemy się tym afiszować. Jesteśmy dżentelmenami, ale takimi rockandrollowymi - mówi Piotr Kupicha, lider zespołu Feel, z którym rozmawiamy w jesienny wieczór, 30 września 2011 roku, tuż przed koncertem w wiedeńskim Klubie Utopia.



Czy zespół Feel grał już kiedyś w Wiedniu?
- Nie, nie graliśmy nigdy. Jesteśmy zaszczyceni tym, że możemy tu być i zagrać. Wydaje mi się, że to, co pokażemy tutejszej publiczności, może być dużym zaskoczeniem. Zespół Feel gra bardzo dużo koncertów, więc jakość grania na żywo jest duża. Wiedeń kojarzy mi się z Sissi i dowiedziałem się niedawno, że była starą narkomanką (śmiech). Tak więc, cóż, droga Sissi, żyj nam sto lat w niebiosach (śmiech). Oczywiście czasy monarchii bardzo mocno odbiły swoje piętno na tym, co tutaj teraz widzimy.
Czy koncerty dla publiczności polonijnej czymś się różnią od tych, które gracie w Polsce?
- Nie dzielimy tak publiczności. Dla nas najważniejsza jest komunikacja, jakaś akcja i wspólne działanie. Wszyscy mówimy tym samym językiem. Wiemy, że Wiedeń to jest piękne miasto, ale dla nas liczy się przede wszystkim koncert, emocje, które zostaną wyniesione z tego koncertu. My w ogóle bardzo podtrzymujemy jakość koncertową w Polsce. Gdyby nie wysoki standard naszego grania na żywo, pewnie już byśmy nie istnieli, bo Polska jest bardzo małym rynkiem muzycznym.
W Polsce jesteście wielkimi gwiazdami.
- W Polsce nie ma gwiazd, są tylko osoby chwilowo popularne. My jesteśmy zespołem w cudzysłowie – „popularnym” – i to się przekłada na nasze działania. Gdybyśmy byli w Stanach, może byśmy byli Bon Jovi, ale nie jesteśmy. Jednak to, co robimy, robimy „na maxa” i to się przekłada na dobry kontakt z publicznością. My wchodzimy w relację z publicznością i to jest nasz cel. Nie gwiazdorzenie, tylko po prostu zwykły koncert, na którym opowiada i przekazuje się coś ludziom – i to jest nasza praca.
A propos gwiazdorzenia, w mediach nie ma żadnych plotek na Wasz temat, żadnych skandali. A przecież w obecnych czasach na rynku muzycznym często buduje się popularność czy wizerunek właśnie dzięki skandalom. Czy to był z Waszej strony zabieg zamierzony?
- My do funkcjonowania nie potrzebujemy skandali. Aczkolwiek nie różnimy się niczym od zespołu Lady Pank czy Perfect, proszę mi wierzyć na słowo. Odpowiem może takim skrótem myślowym: gdy się ma 22 lata, to takiemu człowiekowi można podpowiedzieć, jak to działa, jakie są mechanizmy. Natomiast gdy ma się 32 lata, to już się ma wyrobiony schemat grania, schemat funkcjonowania i tego, jaki chcesz być.
Czyli rozróba w hotelu też się Wam zdarzyła?
- Zdarzyło się już absolutnie wszystko! Co sobie pani teraz nie wymyśli, to w Feelu już to było. Natomiast my nie potrzebujemy się tym afiszować, jesteśmy – można powiedzieć – dżentelmenami, ale takimi rockandrollowymi. My nie musimy pokazywać, że latamy bez koszulek po koncercie po klubie, ale jeśli jesteśmy na imprezie zamkniętej i się czujemy bezpiecznie, to naprawdę… nasze oczy widziały już absolutnie wszystko. My po prostu staramy się być w tym wszystkim fajni. Czyli gdyby ktoś już trafił z nami na imprezę, to ma gwarancję na coś, czego już nigdy więcej nie przeżyje, nawet gdy będzie trzydzieści lat z mężem czy żoną, to czegoś takiego nie przeżyje (śmiech).
Jesteście bardzo popularnym zespołem, w którym gra czterech mężczyzn i wiąże się to z pewnością z tabunami fanek. Czy żeńska część publiczności próbuje Was podrywać?
- Jest męski zespół, więc są i fanki. Ale wszystko zależy od odwagi, bo młode osoby są bardziej odważne. Mówią co mają na myśli, wyrażają swoje emocje, a starsze mają te emocje zapisane w spojrzeniu i wtedy my musimy być bardziej odważni.
Kariera zespołu Feel rozwijała się powoli, nie zdobyliście popularności od razu, musieliście na nią ciężko pracować. Jak się już w życiu dostało po głowie, to uczy to większej pokory?
- Karierę się docenia, gdy się ma odpowiednie cechy charakteru. Zawsze trzeba spojrzeć na siebie w sposób krytyczny. To nie może być tak, że wychodzisz na scenę i „coś ci się wydaje”. Wychodząc na scenę, trzeba mieć pewną pokorę. Możesz trwać długo, albo szybko po tobie będzie posprzątane. Warto mieć pewien dystans już na samym początku. Myślę, że wiek też w tym pomaga, młode osoby często popadają w , a my tego samouwielbienia nie praktykujemy, chyba że na imprezach (śmiech). Jeżeli ktoś nam powie dobre słowo po koncercie, to dziękujemy i zawsze zastanawiamy się, jak to zrobić, żeby za rok zagrać w tym samym miejscu, ale jeszcze lepiej.
A czy dla młodego muzyka udział w bardzo popularnych programach castingowych typu X Factor czy Mam Talent jest drogą do kariery?
- Był kiedyś taki program Idol i tam tych młodych ludzi jury „opluwało” –i to jest totalny błąd. Ja nie wiem, dlaczego taki program w ogóle wprowadzili. Zupełni wariaci pokazali Polsce, czyli krajowi skromnemu i zahukanemu, że takim opluwaniem można wyciągnąć z tych młodych ludzi coś więcej. Absolutnie nie! Ja będę zawsze chronił inne osoby, które dojrzewają. Życie nie powinno być tak zeschizowane. W takim programie pokazywali, jak ktoś był opluwany, a trzeba pokazywać silne strony, bo jeżeli taki młody człowiek ma potencjał, to coś zdziała. Programy tego typu są jednak w pewnym sensie trampoliną do kariery.
Czy muzyk może w obecnych czasach przeżyć bez „bycia w telewizji”?
- Nie. W muzyce rockowej czy w heavy metalu jest trochę inaczej, ale w popkulturze trzeba się pokazywać, popkultura jest nastawiona na kontakt z ludźmi. Po prostu musimy się pokazywać.
Wiem, że sam pisze Pan teksty, sam komponuje, jest Pan „mózgiem” zespołu. Czy świadomość tego, że od Pana zależy przyszłość zespołu, jest dużym obciążeniem?
- Taka świadomość to jest rodzaj dojrzałego myślenia. Ja oczywiście jestem osobą, która stara się nie podejmować drastycznych decyzji, żeby nagle z dnia na dzień nie było pracy. Chłopcy chyba mają do mnie zaufanie, ja staram się ich słuchać, bo komunikacja z ludźmi jest najważniejsza. Nie wolno być pępkiem świata. My jesteśmy zespołem i tak zostanie.
A na ile jest to dyktatura, a na ile demokracja?
- Powiem tak, kiedyś w poprzednim zespole, w którym grałem, była demokracja, która się kompletnie nie sprawdziła. Jeśli jedna osoba zarządza czymś, to jest naprawdę łatwiej coś osiągnąć, wspiąć się o schodek wyżej. Dlatego u nas jedna osoba zarządza, ale to nie jest tak, że nie korzystam z wiedzy innych. No i dobrze się przy tym bawimy.
Jaki był najważniejszy, najbardziej magiczny moment w karierze zespołu?
- Kiedyś pamiętam, że po koncercie w Nowym Jorku dostaliśmy owacje, które trwały piętnaście minut. To się już nie powtórzyło. Nie zapomnę tego momentu do końca życia, wtedy powiedziałem mojej ekipie, że muszę szybko zejść na ziemię, bo pierwszy raz się poczułem jak Robbie Williams. To było niesamowite, przez piętnaście minut ludzie stali i klaskali. Takie momenty wiążą się oczywiście z tą branżą i to jest fajne. Obcowanie z muzyką jest czymś wyjątkowym, nie ma takiego drugiego zawodu, to jest coś niesamowitego, ale z tym się trzeba też urodzić, żeby nie zwariować w tym wszystkim. Muzycy dużo przeżywają w swoim życiu i może się to też stać nałogiem. Bycie na scenie, obcowanie z publicznością jest swego rodzaju nałogiem.
A jest coś takiego, czego muzycznie Piotr Kupicha by nie zrobił?
- Zależy, jak coś jest podane. Jeśli miałby być hip hop dobrze podany z gitarowym riffem, to czemu nie? Ja jestem osobą raczej otwartą, staram się nie szufladkować.
Proszę opowiedzieć czytelnikom o nowej płycie i kiedy możemy się jej spodziewać.
- Nowa płyta pojawi się w połowie października – to już trzecia – będzie się nazywać Feel 3. Jesteśmy z tej płyty bardzo dumni, jeśli ktoś zna piosenki z jedynki albo dwójki, to proszę mi wierzyć, ta płyta skasuje całą resztę! Jesteśmy bardzo zadowoleni z emocji, jakie się wytworzyły, i z atmosfery, jaka panuje w zespole. Jest świetnie.
A o czym będzie ta płyta?
- Ta płyta opowiada, jak większość płyt, o tym, co widzimy wokół nas. Każdy będzie mógł coś dla siebie uszczknąć. Jest to opowieść kogoś bardziej dojrzałego, kogoś po trzydziestce, kto widzi życie raz w sposób kolorowy, raz mniej kolorowy, ale zawsze optymistycznie.

Rozmawiała Magdalena Marszałkowska, Polonika nr 202, listopad 2011.

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…