Pozostanę tu, jak długo się da

Chmielnicki to miasto położone około 300 km od Kijowa. To przez to miasto przemieszczają się ludzie z terenów ogarniętych wojną, kierując się na zachód, w stronę polskiej granicy. Znajdujący się tu Jezuicki Dom Rekolekcyjny stał się dla nich przystankiem na drodze. O pomocy dla uchodźców rozmawiamy z dyrektorem domu rekolekcyjnego, o. Bartłomiejem Przepelukiem SJ.

 

Jak wygląda sytuacja w miejscu, w którym Ojciec przebywa?
– Chmielnicki to przelotowe, 300-tysięczne miasto, położone na skrzyżowaniu ważnych dróg. Codziennie słyszymy alarmy powietrzne, codziennie musimy się chować w schronach. Mamy tutaj niezwykłe świadectwa solidarności, a wszystkie struktury chrześcijańskich wyznań są niezwykle zjednoczone. Miasto pootwierało kina, hotele, teatry po to, by przyjąć ludzi w potrzebie. Codziennie przyjeżdża do nas mnóstwo ludzi ze wschodniej Ukrainy, z terenów frontowych. Bezpośrednio doświadczyli oni tego, jak niezwykle brutalna, śmiercionośna jest wojna, jak w krótkim czasie wyniszcza wszystko. Z minuty na minutę giną ludzie, leje się krew. Dochodzi do sytuacji, gdzie strzela się w cywilów, gdzie robi się z nich żywe tarcze, gdzie cierpią dzieci, kobiety. Rosjanie chcą w ten sposób zdusić morale Ukraińców, ale to morale tylko wzrasta. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co się wydarza w sercach Ukraińców, jak się jednoczą, solidaryzują, jak niesamowicie teraz dojrzewają duchowo. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego narodu.
Na czym w takiej sytuacji polega posługa Ojca?
– Jestem przydzielony do tzw. misji ukraińskiej, już trzeci rok z rzędu. Obecnie moim zadaniem jest przywitanie z uśmiechem tych, którzy tu przyjeżdżają, podtrzymanie na duchu, wysłuchanie ich, danie im posiłku, przydzielenie pokoju, zaoferowanie czystej pościeli, ciszy, żeby mogli po prostu zwyczajnie przespać noc. W naszym domu rekolekcyjnym schronienie znaleźć może jednorazowo kilkadziesiąt osób. Uciekinierzy często się otwierają, opowiadają o swoich przeżyciach, o tym, co widzieli, czego doświadczyli. Straszne historie można tu usłyszeć. To są ludzie, którzy się chowali przed bombardowaniami, przed ostrzałami, jechali bardzo niepewnie po drodze, nie wiedząc, co ich spotka, kogo będą mijać.
Kiedy do nas docierają, mają możliwość złapania oddechu, żeby się wyciszyć, uspokoić, pomodlić, podzielić się swoimi przeżyciami. Przesypiają noc, posilają się, otrzymują to, co jest im potrzebne na drogę, i jadą dalej. Mówimy o sytuacji, gdy ojcowie odwożą swoje rodziny w bezpieczne miejsce, a sami zostają w kraju, żeby go bronić. Przychodzą do mnie prosić o błogosławieństwo czy o spowiedź, bo idą bić się za ojczyznę i nie wiedzą, czy wrócą.
Pozostanę tu, jak długo się da. Jestem z tymi ludźmi, tam, gdzie oni są, tam i ja jestem. Solidaryzuję się z Ukraińcami, towarzyszę im, służę po prostu. Także w misji pojednania. Bardzo ważne jest dla mnie, aby ci ludzie nie mieli nienawiści w sercu, aby się bronili i obronili – tylko tyle. Bardzo piękne są postawy Ukraińców na froncie. Cywile wychodzą na ulice, zatrzymują czołgi i mówią: „Co wy robicie, chłopczyki, co wy robicie, co wam nagadali do tych głów”. Starsze kobiety, mężczyźni przemawiają do rozumu tych żołnierzy, tłumacząc im, że są najeźdźcami.
Jakie to jest uczucie obudzić się rano i usłyszeć: wojna…
– W przeddzień umówiliśmy się z duszpasterstwem studentów i młodzieży, że idziemy do restauracji. Spędziliśmy wspaniały wieczór przy przepysznej gruzińskiej kuchni, planowaliśmy, co będziemy robić w duszpasterstwie, planowaliśmy remonty, rozwój domu rekolekcyjnego, duszpasterstwa, cieszyliśmy się tym wieczorem. Pojechaliśmy do swoich domów, poszliśmy spać, a na drugi dzień okazuje się, że jest wojna. To było nie do uwierzenia, to jest jak wbicie noża w plecy.
Jak się teraz czujemy? Ciężko nam, nikt nie chce tutaj tej wojny. To jest następna tragedia, która spotyka ten naród. Naród, który chce się rozwijać, naród, który chce być częścią Unii Europejskiej. Ci ludzie pragną zrzucić z siebie te pęta starego systemu, który ich zniewalał. Po przeżyciu pierwszego szoku czujemy się jednak bardzo silni, zjednoczeni, wiemy, o co walczymy, bo walczymy w słusznej sprawie.
Niesiecie pomoc, a jakiej pomocy Wy potrzebujecie?
– Bardzo bym prosił o modlitwę za Ukraińców i za Ukrainę, bo doświadczamy tej modlitwy, żołnierze na froncie także jej doświadczają. Opowiadają, że cuda się zdarzają, i rzeczywiście się dzieją. Nie tylko na froncie, ale na arenie międzynarodowej, co możemy widzieć z dnia na dzień. Po drugie, jeszcze raz proszę o tę modlitwę, i po trzecie, jeszcze raz o nią proszę. A już na czwartym miejscu proponowałbym śledzić oficjalne ukraińskie strony rządowe, które są dobrze zorganizowane i umieszczają na bieżąco informacje, jakiego typu potrzeby ma Ukraina. Jeśli chodzi o organizację kościelną, potrzebowalibyśmy pomocy w postaci wpłat na fundusz „Jezuicka Pomoc dla Ukrainy”. Jest to fundusz pomagający Ukraińcom w Polsce i na Ukrainie. To, co można też robić, to szerzyć informację, co tutaj się tak naprawdę wyprawia. Doszło do brutalnego napadu, dochodzi do eksterminacji ludności ukraińskiej. To jest karygodne i wymaga interwencji, bo Zachód będzie siedział i się patrzył. Powiem Panu tak, że będąc księdzem, siedzę tutaj i nie wiem, co mnie spotka. Więc cieszę się, że porozmawialiśmy, i mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy.
Wszystkiego dobrego, z Bogiem.

Rozmawiał Sławomir Iwanowski, Polonika nr 289, marzec/kwiecień 2022

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…