Rodzina Ledóchowskich

W naszym cyklu „Polskie rody w Austrii”, prezentujemy przedstawicieli kolejnych pokoleń rodziny Ledóchowskich.


Wspominamy seniora rodu, Mieczysława Ledóchowskiego, rozmawiamy z jego żoną Haliną Ledóchowską z domu Korwin-Kossakowską, a także z ich synem Lechem Ledóchowskim oraz wnukiem Janem Ledóchowskim.

Protoplastą rodu Ledóchowskich był Nestor, którego za zasługi wyświadczone ojczyźnie wielki książę litewski Kazimierz Jagiellończyk obdarzył 1442 r. wsią Ledóchowem w okolicy Krzemieńca na Wołyniu. Blisko sześć wieków później rozmawiamy w Wiedniu z trzema pokoleniami rodu, którego jedna z gałęzi po II wojnie światowej obrała za swoją siedzibę właśnie stolicę nad Dunajem.

Mieczysław Ledóchowski (1920-2017)
- Jako dziewięciokrotny pradziadek mogę zaświadczyć, że charakter człowieka kształtuje się, gdy jest on małym dzieckiem, a wartości, jakie mu przyświecają w życiu dorosłym, wynikają bezpośrednio z okresu wczesnego dzieciństwa. To, jacy jesteśmy, wynosimy z domu rodzinnego. Mój dom był bardzo ciepły, dobry, miły. W 1920 roku, kiedy się urodziłem, był mój ojciec (hr. Antoni 1895-1972 – przyp. red.) jednym z założycieli Szkoły Morskiej, już w wolnej Polsce. W czasie I Wojny Światowej był oficerem Austriackiej Marynarki Wojennej. Moja mama (baronówna Matylda Warnesius – przyp. red.) była Austriaczką, ale też wielką polską patriotką, mówiła świetnie po polsku – tłumaczył Mieczysław Ledóchowski w jednym z wywiadów dla „Poloniki” fundamenty swego charakteru. Te właśnie wartości niczym motyw przewodni będą się pojawiać w wypowiedziach jego potomków.
Komunistyczne porządki w powojennej Polsce nie pozwoliły mu rozwinąć skrzydeł – jako syn przedwojennego współzałożyciela Państwowej Szkoły Morskiej w Tczewie, nie mógł liczyć na perspektywę naukowej czy zawodowej kariery. Ideologicznie nie pasował do struktur PRL, a nielojalnych obywateli, potomków przedwojennych elit, mających rodzinne związki z zagranicą, system nie chciał mieć w swoich szeregach.
Świadom swego pochodzenia i tożsamości Mieczysław Ledóchowski podjął w końcu lat 50. decyzję o wyjeździe z Polski i tu, w Austrii próbował tę polskość dla całej swojej rodziny na nowo zdefiniować: - Ja i żona jesteśmy Polakami, bo się tam urodziliśmy, tam spędziliśmy młodość, wojnę, czasy komunistyczne. Natomiast od lat siedemdziesiątych jesteśmy obywatelami austriackimi. Liczy się jednak poczucie przynależności. Przede wszystkim jesteśmy Europejczykami. Z poczuciem polskości u kolejnych pokoleń, które nie mieszkają w Polsce jest tak, że z czasem trochę rozchodzi się po kościach, ale to jest naturalne. Dzieci, które są w Polsce czują się Polakami. Gdy przyjeżdżają do Austrii, to też czują się, jak u siebie w domu. Natomiast wnuki, które są w Austrii, i ich dzieci czują się Austriakami, a Polska jest ich najbliższym krewnym. I to jest normalna rzecz. Człowiek jest tym, gdzie się urodził i wychował – tak wypowiadał sie w rozmowie z „Poloniką”.
Dziś rozmawiamy z jego synem, Lechem Ledóchowskim.

Lech Ledóchowski (ur. 1955 r.)
Lech Ledóchowski wyjechał z Polski jako niespełna 7-latek. Dołączył do swego ojca, który od kilku miesięcy przygotowywał w Wiedniu nowe gniazdo dla rodziny.
Lech tak wspomina swe początki w Austrii: - Do Wiednia przyjechałem z moją mamą w 1963 r. po ukończeniu pierwszej klasy szkoły podstawowej w Sopocie. Edukację rozpocząłem od prowadzonej przez siostry katolickie szkoły z internatem w Schiltern bei Langenlois (NÖ). Naturalnie nie rozumiałem ani jednego słowa po niemiecku. I może właśnie dlatego... błyskawicznie się go nauczyłem. Pamiętam, że jako dziecko chodziłem z rodzicami do polonijnej organizacji „Strzecha”, chętnie grałem tam z polskimi rówieśnikami w ping-ponga. Studia wybrałem na kierunku informatyka gospodarcza, czyli łączącym ekonomię z informatyką. W młodości obracałem się już całkowicie w środowisku austriackim, choć w domu rozmawialiśmy po polsku. Mama doskonale posługuje się językiem niemieckim, pochodzi z rodziny o korzeniach austriackich. Babcia mamy to urodzona w Wiedniu Austriaczka.
Język polski był w domu Ledóchowskich niczym powietrze, którym się oddycha: - Mama wyjechała z Polski w wieku 40 lat, zatem jej polszczyzna jest najwyższej próby. Do dziś u niej w domu ogląda się polską telewizję. Wakacje spędzałem często u brata Henryka w Sopocie. W pamięci zostały mi wielokrotne wizyty w Lipnicy Murowanej, tak ważnej dla naszej rodziny podczas wojny.
To właśnie w Lipnicy Murowanej, majątku rodzinnym, Ledóchowscy spędzili lata okupacji. - Kolejne pokolenie rodziny Ledóchowskich, czyli moje dzieci: Jan, Katharina i Felix świetnie mówią po polsku, z czego – nie ukrywam – jestem dumny. Katharina i Jan spędzili jakiś czas w Krakowie, na studiach – podkreśla Lech Ledóchowski.
Tym samym, co język, były wartości wyznawane i praktykowane w domu: - Wartości, jakie przekazywali nam rodzice, przechodziły niejako sposobem naturalnym z pokolenia na pokolenie. Trudno mi nawet o tym mówić, jak to się odbywało, gdyż był to proces naturalny. W niezauważalny sposób nasiąkaliśmy umiłowaniem tradycji, szacunkiem do historii rodziny, otwartym światopoglądem i dążeniem do zdobycia dobrego wykształcenia - wyjaśnia.
Owo poszanowanie rodzinnej historii dało asumpt do działalności pamiętnikarskiej ojca, Mieczysława, tak gorliwie wspieranej przez Lecha: - Gdy ojciec miał 75 lat, namówiłem go na spisywanie historii rodu. Jak przystało na informatyka, postawiłem mu na biurku komputer. Na drugi dzień okazało się, że jego miejsce zajęła maszyna do pisania, a komputer znalazł się pod biurkiem. Zmieniłem ustawienie i nazajutrz po przyjściu z pracy znów widzę maszynę na biurku, a komputer pod nim. Ponownie przemeblowałem pokój. Jeszcze przez dwa tygodnie ojciec spierał się z komputerem, by nagle z dnia na dzień zacząć na nim pisać. Tak, ojciec miał głowę otwartą na techniczne nowinki.
Dzięki temu dziś możemy się zapoznać z dziejami rodu, spisanymi przez Mieczysława Ledóchowskiego w książce „...aby pozostał nasz ślad”.

Jan Ledóchowski (ur. 1982)
Śladem wytyczonym przez rodzinę podąża w swym życiu przedstawiciel kolejnego pokolenia rodziny Ledóchowskich: Jan, syn Lecha i Ulrike Reisetbauer.
Ciepło mówi o swych polskich dziadkach: - Prawie każdy, kto poznał mojego dziadka, Mieczysława, był nim oczarowany. Niepospolity charakter i wyjątkowa godność cechowały go nawet w trudnych czasach, gdy obce reżimy odbierające bezprawnie własność prywatną, chciały odebrać też wiarę, duszę, wolność. Urodzony w 1920 r. dziadek pozostał dżentelmenem, nawet jako kontroler wyładunków, tragarz czy taksówkarz. Kiedy mówił o swoim życiu, robił to bez goryczy i nienawiści: nie opłakiwał dni dawnych, strat materialnych, niespełnionych nadziei, ale był niezmiernie wdzięczny Bogu za swoją rodzinę i dobra, które udało mu się zgromadzić w Wiedniu. Zewnętrzny obserwator mógłby przy tym łatwo przeoczyć osobę mojej ukochanej babci Haliny, która żyjąc obok dziadka, dzięki swojej silnej osobowości, trzymała rodzinę razem nawet w najtrudniejszych czasach. Spędziłem dużo czasu z dziadkami. Kilka razy byłem z babcią w Lipnicy Murowanej, naszej rodzinnej ostoi w czasie zawieruchy wojennej. Chodziłem z nią tam na spacery, w lesie zbieraliśmy jagody i słuchając jej, umacniałem swe rozumienie polskości. Kiedy po studiach zastanawiałem się nad wstąpieniem do zakonu cystersów w Heiligenkreuz, mój dziadek zabrał mnie na wielką wycieczkę po Polsce, aby przedstawić mnie najlepiej wykształconym księżom i biskupom, których znał. Zjedliśmy obiad z kardynałem Henrykiem Gulbinowiczem i arcybiskupem Tadeuszem Gocłowskim, dużo rozmawialiśmy o Bogu i świecie. Dziadek zresztą zawsze myślał o Bogu i religii. Kiedy rozmawialiśmy po raz ostatni powiedział mi, jak bardzo jest ciekaw nieba. Ale dziadek był zawsze pełen energii i radości życia. Jego ostatni dzień... Nieoczekiwanie przewrócił się podczas gry w brydża, a kiedy mój ojciec zabrał go do szpitala, dziadek poprosił go, by ten ukończył grę za niego, ponieważ mój ojciec miał dobrą rękę w kartach. Następnego dnia dziadek odszedł.
Wraz ze śmiercią Mieczysława Ledóchowskiego (5 marca 2017 r.), mimo że była ona dla jego bliskich zaskoczeniem, nie zakończył się świat – on wciąż istniał według tych samych zasad i reguł, jakie znane były w rodzie Ledóchowskich od stuleci. Jan definiuje tę ciągłość historyczną w następujący sposób: - Ogromną wartością dla mnie jest to, że moje rodzeństwo i ja dorastaliśmy w bardzo kochającej rodzinie o silnych fundamentach. O wartościach tak naprawdę nie mówiono, tymi wartościami się na co dzień żyło: skupienie na związku z Kościołem katolickim, spójność rodziny, szacunek dla wykształcenia. Dorastałem świadom naszej historii i jej kontynuacji, ze ścian spoglądały na mnie pokolenia sportretowanych wcześniej członków naszej rodziny.
Jan Ledóchowski, prawnik z wykształcenia, z zamiłowania historyk i genealog, dalej pisze historię swej rodziny. W znaczeniu dosłownym – prowadząc bloga rodzinnego pod adresem ledochowski.eu oraz angażując się w działalność polityczno-społeczną: - W historii naszej rodziny przewija się wątek umiłowania wolności i lojalność wobec ojczyzny i Kościoła. Nie sposób pominąć postaci takich, jak choćby kasztelan Stefan Ledóchowski, wpływowy senator Rzeczypospolitej Polskiej i Litwy XVII w., marszałek Stanisław Ledóchowski, obrońca wolności stojący w opozycji do absolutyzmu królewskiego w XVIII-wiecznej Polsce, kardynał Mieczysław Ledóchowski, obrońca Kościoła i kultury polskiej wobec germanizacji w XIX w., św. Urszula Ledóchowska, wielka patronka wiary i polskiej kultury na emigracji w XX w. czy jej siostra, błogosławiona Maria Teresa Ledóchowska, „Matka Afryki”, promotorka wyzwolenia niewolników. Herb naszej rodziny „Avorum respice mores” („Szanuj zwyczaje swoich przodków”) nie oznacza li tylko poddania wobec tradycji, ale jest zaproszeniem do przekazywania doświadczeń i cnót. Wielkim osiągnięciem moich dziadków jest przeciwdziałanie niszczeniu polskiej kultury przez nazistów czy komunistów. Dziedzictwo rodu Ledóchowskich nie polega na gromadzeniu dóbr materialnych, posiadłościach i zamkach, ale na świadomości własnej tożsamości. Dla mnie tożsamość ta oznacza przyjęcie odpowiedzialności społecznej, obronę praw człowieka, godności i wolności, obronę Kościoła i pracę na rzecz ubogich i pozbawionych praw obywatelskich. Kandyduję w zbliżających się wyborach do rady miejskiej w Wiedniu właśnie w tej tradycji. Widzę dla siebie miejsce w życiu politycznym Austrii, pełnym napięcia między przekonaniami tradycyjnymi, a przeciwstawnym im nurtem mainstreamu.
Człowieka o takich poglądach uformowały też dalekie podróże: - Podróżowaliśmy z dziećmi po całym świecie, po to, by pokazać im odmienność, różnorodność warunków życia w poszczególnych krajach. Zawsze jednak ważne było dla mnie skupianie się na tym, co nas z innymi łączy – wyjaśnia Lech Ledóchowski.
Stąd takie, a nie inne rozumienie tożsamości narodowej, poczucia wspólnoty z wieloma grupami etnicznymi, językowymi. Podejście to jest bliskie członkom rodów o długiej tradycji historycznej, w żyłach których płynie mieszanka krwi. Oni to, zdaje się, odkryli jeden z sekretów ludzkości – że w istocie jesteśmy jednością. Na pytanie „jak określić swoją tożsamość narodową” odpowiada Jan: - Cieszę się, że żyję w czasach, gdy można mieć różnorakie tożsamości, które nie są ze sobą sprzeczne. Jestem Austriakiem, ale także Polakiem i oczywiście Europejczykiem. Jestem dumny z naszej kultury europejskiej i wkładu, jakie wniosły do niej i Austria, i Polska. 
Wtóruje mu jego ojciec, Lech Ledóchowski: - Liliana Niesielska, tłumaczka, pięknie powiedziała niegdyś, że w języku niemieckim są dwa różne słowa wiążące się z poczuciem tożsamości: Heimat – gdzie się zamieszkuje i Mutterland – do której czuje się miłość od dziecka. Tak właśnie jest ze mną: czuję się Europejczykiem, mieszkam w Austrii, mam polskie korzenie, nie lubię mówienia o nacjonalizmach, odróżniania ludzi od siebie. Ledóchowscy mieszkają w Austrii, we Francji, Wielkiej Brytanii, a nawet w Afryce Południowej. A sam ród pochodzi z obecnej Ukrainy. Moja żona, rodowita Austriaczka, wypieka na święta polskie przysmaki, niezrównany jest jej mazurek, ciasto przecież w Austrii nieznane.

Halina Ledóchowska (ur. 1924)
Wymowną konkluzję naszego spotkania z rodziną Ledóchowskich formułuje nestorka rodu, licząca dziś 95 lat Halina Ledóchowska z domu Korwin-Kossakowska: - Najcenniejszy jest pokój, to, by się nie spierać zarówno w rodzinie, jak i na poziomie państwa czy narodów. Pójście drogą odradzających i zatrzeciewiających się nacjonalizmów nie jest właściwym kierunkiem. Zgoda jest tym, co buduje, a jedność leży u jej podstaw.
Takich życzeń na przyszłość potrzebuje dziś pokolenie bawiących się w piaskownicy latorośli Jana Ledóchowskiego.
Troska o dobro rodziny, wierność tradycji oraz dbałość o właściwie wychowanie młodego pokolenia to swoiste znaki szczególne tego rodu, który już od wieków zapisywał się na kartach historii Polski i Europy, podejmując wyzwania, jakie stawiają mu zmieniające się okoliczności historyczne, polityczne i społeczne.

Anita Sochacka, Polonika nr 278, maj/czerwiec 2020

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…