Polski głos wśród wiedeńskich scen operowych
Rozmawiamy z Aleksandrą Szmyd, solistką operową scen wiedeńskich i międzynarodowych, sopranem młodego pokolenia.

W domu rodzinnym w Krośnie od dziecka towarzyszyła Pani muzyka. Czy pierwsze wspomnienia mają właśnie charakter muzyczny?
– Moi rodzice, mimo że nie są profesjonalnymi muzykami, przekazali mi artystyczne geny i zadbali o moje wykształcenie muzyczne. Tata uczęszczał w młodości do szkoły muzycznej, w której uczył się gry na akordeonie, a w późniejszym wieku na syntezatorze, mama z kolei hobbistycznie maluje i projektuje biżuterię. Muzyka śpiew i taniec pociągały mnie od najmłodszych lat. Gdy tato kupił dla siebie swój pierwszy syntezator, grywał na nim, lecz gdy wychodził do pracy, chował go w szafie w obawie, że mogłabym go uszkodzić. Często udawało mi się jednak „przechwytywać“ instrument. Gdy rodzice dostrzegli mój pociąg do muzyki zapisali mnie do szkoły muzycznej i kupili pianino.
I to właśnie pianino było Pani pierwszą fascynacją. W jakich okolicznościach zrodziło się zainteresowanie śpiewem, jak i przekonanie, że to właściwy wybór?
– Gra na pianinie i śpiew szły ze sobą w parze. Wstawałam wcześnie rano i kierowałam się w stronę fortepianu, bez znaczenia, czy była to niedziela, czy dzień powszedni. Taki właśnie muzyczny zapał i fascynacja tkwiły we mnie. W domu rodzinnym za moją przyczyną nie było leniwych niedzielnych poranków. Uczęszczając do szkoły muzycznej, brałam udział w pierwszych konkursach, pamiętam ten pierwszy pianistyczny Konkurs Chopinowski dla młodzieży w Warszawie, Antoninie. Później w wieku 8 lat wygrałam konkurs Musicale de France w Paryżu. Już wtedy zwykłam mawiać, że będę piosenkarką popową, a śpiew klasyczny nie interesował mnie zupełnie. Przełom nastąpił podczas warsztatów operowych w Krynicy-Zdroju, prowadzonych przez panią prof. Jadwigę Romańską. Przekonała mnie do tego, bym jako 17-latka rozpoczęła, jak się okazało wspaniałą, długą i trwającą do dziś, przygodę ze śpiewem operowym.

Proszę przybliżyć swoją drogę edukacji muzycznej. W powszechnej opinii jest to droga pełna nadprogramowych obowiązków i wyrzeczeń.
– Niedługo po rozpoczęciu edukacji w kierunku śpiewu operowego poznałam, prof. Ryszarda Karczykowskiego, legendarnego śpiewaka operowego, który jako pierwszy Polak w historii otwierał swoim występem bal w Wiedeńskiej Operze. Byłam studentką w jego klasie w Akademii Muzycznej w Krakowie, gdzie ukończyłam studia licencjackie. Po otrzymaniu dyplomu, profesor zarekomendował mi wyjazd do Wiednia w celu kontynuowania edukacji.
Niedługo po tym zdałam do klasy śpiewu operowego na Musik und Kunst Universität w Wiedniu. Znalazłam się wśród zaledwie pięciu osób kształconych przez prof. Lindę Watson. Po ukończeniu Musik und Kunst zdecydowałam się również na studia podyplomowe w klasie prof. Claudii Visca na Universität für Musik und darstellende Kunst Wien.
W Krakowie studiowała Pani również prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Skąd zainteresowanie tak odmiennym kierunkiem i jak udało się Pani pogodzić naukę na obu uczelniach i ukończyć oba kierunki?
– Nie było to łatwe: kursowałam między akademią a uniwersytetem, które na szczęście usytuowane są po przeciwnych stronach krakowskiego Rynku Głównego w odległości zaledwie 10 minut. Wykorzystać musiałam umiejętność dobrego planowania i organizacji. Do tego samodyscyplina, duża motywacja i regularne przygotowywanie się do egzaminów. Pomogło mi też nieco bardziej indywidualne podejście profesorów w kwestii wyznaczania terminów egzaminów. W praktyce byłam zajęta studiami od 7.00 do 22.00. Konsekwencja i upór pomogły mi w realizacji celów jakie sobie postawiłam.
A dlaczego prawo? W liceum ogólnokształcącym w Krośnie, gdzie robiłam równocześnie dwie szkoły średnie: ogólnokształcącą i muzyczną, chodziłam do klasy o profilu prawnym i maturę zdawałam z przedmiotów związanych z prawem. Naturalną koleją rzeczy było zatem pójście właśnie w tym kierunku. Z roku na rok zdawałam egzaminy na obu uczelniach, choć wiedziałam już wtedy, że moją drogą jest muzyka. Co ciekawe, na piątym roku prawa studiowałam już równolegle w Wiedniu. Kursowałam wtedy regularnie nie w poprzek krakowskiego Rynku, a między dwoma wspaniałymi miastami kultury i sztuki: Krakowem i Wiedniem.

Od czasu podjęcia studiów uniwersyteckich Master Oper w klasie śpiewu solowego gościła Pani na deskach różnych wiedeńskich teatrów operowych.
– Moja wiedeńska przygoda z operą zaczęła się od partii Alciny z opery Alcina Georga Friedricha Händla, prezentowanej w Teatrze MuTH. Również główną rolę, partię Zuzanny, powierzono mi w Weselu Figara Mozarta, następnie wraz z letnią akademią Filharmoników Wiedeńskich koncertowałam w Salzburgu, w wiedeńskim Konzerthaus i Musikverein Graz. Illia w Idomeneuszu Mozarta to już Teatr Akzent w Wiedniu, rola Paquette w Kandydzie Leonarda Bernsteina w operze Theater an der Wien, partia Mussety w La Boheme Pucciniego na festiwalu operowym w Klosterneuburgu, za co zebrałam dobre recenzje. Występowałam też w Operze Kameralnej w Warszawie oraz w Niemczech, gdzie śpiewałam partię Gildy z opery Rigoletto Giuseppe Verdiego, na zaproszenie Classica Opera Europa. Odbyłam tournée po Chinach. Ostatnio wcielałam się w partię Clorindy z opery La Cennerentola, której produkcja realizowana była we współpracy z Rossini Opera Festival w Pesaro. W roku 2022 zaśpiewałam również dwa koncerty w słynnej wiedeńskiej sali koncertowej „Musikverein”, prezentując repertuar operowy. Realizując projekt po projekcie, zebrałam nie tylko kolejne doświadczenia, ale również poznałam wspaniałych ludzi.
Czym jest piękny śpiew?
– Piękny śpiew to pojęcie subiektywne. Wprawdzie istnieje definicja technicznie poprawnego i melodyjnie wykonanego śpiewu, który wzbudza u odbiorcy emocje i wrażenia estetyczne, ale naturalnie odbiór uzależniony jest od gustu słuchacza. Prócz technicznej jakości ważne są emisja głosu, dynamika, artykulacja i ekspresja. Gdy wykonuję partię, wcielam się w bohaterkę opery. Odgrywam daną postać i przekazuję jej emocje. Włoski termin bell canto w tłumaczeniu na język polski „piękne śpiewanie”, określa styl śpiewania, jaki zrodził się w XVII w. we Włoszech, a stał się nadzwyczaj popularny w okresie romantyzmu. W operze, bell canto charakteryzuje się techniką zwaną legato, która polega na płynnym łączeniu poszczególnych dzwięków w jedną linię melodyczną, kontrolą oddechu, kolorowaniem od forte do piano i emocjonalnym oddziaływaniem na ucho słuchacza, pięknem brzmienia, płynnością i doskonałą techniką wokalną,
W jaki sposób dba Pani o swój głos?
– Staram się nie wpadać w paranoję i żyć normalnie. Regularnie trenuję głos, ćwiczę, by mieć kontrolę nad głosem, rozgrzewam głos przed występem, dbam o właściwą postawę ciała, wysypiam się i nie zaniedbuję odpoczynku, mam zdrowe nawyki żywieniowe: owoce, warzywa, białka, wykluczenie potraw tłustych i ciężkich, nie palę tytoniu, nie piję alkoholu, unikam krzyku, nawilżam struny głosowe, w sezonie jesienno-zimowym pamiętam zawsze o szaliku wokół szyi.
Proszę opisać przykładowy dzień pracy śpiewaczki operowej.
– Wstaję rano wyspana, regularnie chodzę na siłownię lub basen. Następnie pracuję z pianistą nad repertuarem, uczę się nowych partii, czytam tekst, słucham nowych nagrań. Natomiast gdy jest to dzień, w którym występuję, to budzę się wówczas nieco później, około godziny 12.00–13.00, relaksuję się, by nie myśleć o muzycznych detalach. Dwie godziny przed przedstawieniem dokonuję analizy partytury, powtarzam tekst. Półtorej godziny przed spektaklem wszyscy artyści są już w operze czy teatrze. To czas na makijaż, założenie kostiumów i oczekiwanie na widzów.
Czy jest czas na świętowanie?
– Zwykle po premierze udajemy się na bankiet z udziałem orkiestry, dyrygenta, reżysera spektaklu, dyrektora teatru, zaproszonych gości oraz przedstawicieli mediów. Po krótkim przemówieniu dyrektora teatru przedstawiani są kolejno śpiewacy operowi. Towarzyszy temu szampan i poczęstunek. Jest też czas dla prasy.
W 2022 roku znalazła się Pani wśród „100 kobiet roku” polskiego wydania magazynu Forbes. Jakie osiągnięcia pozwoliły Pani zająć miejsce na tak zacnej liście?
– Myślę, że wyróżniono całokształt mojej wieloletniej pracy. Świeżym osiągnięciem w 2022 roku było zdobycie 2. miejsca w międzynarodowym konkursie operowym bell canto, który odbywa się corocznie w różnych krajach. Jury konkursu stanowią dyrektorzy oper i przedstawiciele agencji muzycznych. W lutym 2022 roku konkurs odbył się w słynnym moskiewskim Teatrze Bolshoi. Było to tuż przed rozpoczęciem nieusprawiedliwionej i brutalnej agresji rosyjskiej na suwerenną i wolną Ukrainę. Mama odradzała mi tę podróż ze względu na narastający niepokój. Zdołałam jednak po konkursie wrócić do Wiednia, a niedługo potem zaczęła się wojna. Cenne było również przedstawienie opery Pucciniego w Klosterneuburgu.
Jest Pani laureatką wielu nagród. Która z nich jest najcenniejsza?
– Właściwie od dziecka brałam udział w konkursach wokalnych czy pianistycznych. Wszystkie nagrody są dla mnie wartościowe, każda przyczyniła się do kształtowania mojej drogi rozwoju. Kontakty i doświadczenia, które zdobyłam dzięki konkursowym występom, miały ogromne znaczenie. Najcenniejsza obecnie jest jednak wspomniana 2. nagroda w operowym konkursie bell canto z 2022 roku.

Z jakimi scenami wiąże Pani swoją przyszłość? Czy rodacy w kraju mogą Panią zobaczyć i usłyszeć w ojczyźnie?
– W przyszłości mam nadzieję występować na wielu scenach świata. Planuję też oczywiście występy w Polsce. 22 i 23 kwietnia w Warszawskiej Operze Kameralnej wykonam partię Paminy w operze Czarodziejski Flet Wolfganga Amadeusza Mozarta. 30 grudnia odbędzie się natomiast koncert symfoniczny w Filharmonii Łoódzkiej z moim udziałem. Wraz z agencją muzyczną Linnoce, z którą w Polsce współpracuję, zorganizowałam w moim rodzinnym mieście Krośnie koncert „Miłosna podróż do Wiednia”, gdzie moi przyjaciele – fantastyczni śpiewacy operowi, wystąpili przy akompaniamencie wiedeńskiej kameralnej orkiestry symfonicznej Wiener Ensemble. Projekt przerodzi się niebawem w cykl Wiedeńskich Koncertów w Polsce.
Promienieje Pani szczęściem i spełnieniem. Jaki jest Pani przepis na szczęśliwe życie?
– Być wdzięcznym i doceniać to, co się ma. Skupiać się na pozytywach, otaczać rodziną i przyjaciółmi, pielęgnować relacje z ludźmi, wyznaczać sobie cele i dążyć do nich. Ważny jest również rozwój osobisty oraz bycie otwartym na zmiany. Niekiedy zmiana perspektywy, zmiana sposobu patrzenia może być dla nas korzystna. Dbać o zdrowie i aktywność fizyczną, praktykować wdzięczność i empatię, wyrażać szacunek wobec innych, doceniać wkład innych w nasze życie. Nie zapominać o sobie: być empatycznym wobec siebie i żyć w zgodzie ze swoimi wartościami.
Jak odnajduje się Pani na emigracji?
– Wiedeń jest tak blisko mojego rodzinnego domu, że nie używałabym pojęcia emigracja. To raczej nowe wyzwanie, nowy kraj i europejska stolica sztuki, na którą trzeba się otworzyć: relacje, znajomości, doświadczenia. Oczywiście tęsknię za rodziną.
Rozmawiała Anita Sochacka, Polonika nr 295, marzec/kwiecień 2023.