Małe ciasteczka, wielkie tradycje
W każdym zakątku Austrii trwa teraz przedświąteczna alchemia: z kuchni unoszą się zapachy waniliowych rogalików, rumowych kulek, kokosowych chmurek, oczek linckich, moszczowych pierożków, pierniczków z Wolfgangsee i miodowych maleństw z Lienz.
Do tego strucla z Achensee, gwiazdki cynamonowe i cała armia innych słodkości. Jednym słowem: wszędzie się wyrabia, wałkuje, wykrawa i dekoruje, a kuchenne stoły zamieniają się w małe galerie sztuki cukierniczej.
Skąd właściwie wzięła się ta adwentowa tradycja pieczenia? Pewności nie ma, ale jedna z teorii głosi, że już w średniowieczu klasztorne kuchnie zamieniały się w laboratoria dobrego serca: mnisi wypiekali ciasteczka z najlepszych, często bardzo drogich przypraw i rozdawali je ubogim na Boże Narodzenie. Może więc właśnie dlatego do dziś smakują tak dobrze — tradycja słodkiej dobroci po prostu nie przemija.
A same ciasteczka? Każde z nich ma własną historię, często zaskakująco barwną.

Oczka linckie (Linzer Augen) to, można powiedzieć, „młodsze rodzeństwo” słynnej Linzer Torte, uznawanej za najstarsze ciasto świata z udokumentowanym przepisem. Te same składniki — kruche ciasto z migdałami i kwaśny dżem porzeczkowy — tylko podane w wersji mini. Klasyczne trzy otworki nie są przypadkiem: symbolizują Trójcę Świętą, co świetnie pasowało do adwentowej symboliki. No i ważna sprawa: prawdziwe oczka linckie muszą zawierać dżem z czerwonej porzeczki. Inaczej, jak twierdzą Austriacy, to nie oczka, tylko „ciasteczko z dziurką”.
Rogaliki waniliowe (Vanillekipferl) są chyba najdelikatniejsze ze wszystkich. Ich półksiężycowy kształt nawiązuje — podobno! — do zwycięstwa monarchii habsburskiej nad Osmanami. Wiedeńczycy zapewniają też, że najlepsze rogaliki robi się nie z waniliowego aromatu (broń Boże!), lecz z prawdziwej wanilii z lasek.
Kulki rumowe (Rumkugeln) to z kolei sposób na… niemarnowanie jedzenia. Powstały jako genialna metoda przerabiania okruszków i resztek ciasta z cukierni. Dziś są ikoną świątecznych prezentów „zrób to sam”, a ich aromat potrafi sprawić, że człowiek czuje święta już po pierwszym kęsie.
Pierożki moszczowe (Mostkipferl) to słodkie wspomnienie czasów, gdy wino było podstawą życia i gospodarki. Dawniej do ich ciasta dodawano moszcz — świeży, słodki sok z winogron — dlatego dziś są szczególnie popularne w regionach winiarskich. Miękkie, lekko owocowe, idealne do kawy i do… drugiego pierożka.
Gwiazdki cynamonowe (Zimtsterne) wyglądają niepozornie, ale są jednymi z najbardziej „arystokratycznych” ciasteczek. Cynamon był kiedyś tak drogi, że dom z zapachem Zimtsterne uchodził w grudniu za wyraźny znak dostatku. Dziś na szczęście można je piec bez ryzyka ruiny finansowej — choć ich lepienie nadal wymaga anielskiej cierpliwości.
A to tylko początek. Bo w adwencie każde ciasteczko ma swoją małą legendę, a każda kuchnia staje się sceną, na której odgrywa się ten sam, coroczny spektakl: mieszamy, wałkujemy, pieczemy. Jak co roku. „Alle Jahre wieder”, jak to pięknie przypomina znana w Austrii kolęda. Bo tradcji musi stać się zadość.