Europejski sen

Już od dziecka miałem wrażenie, że pewnych rzeczy nie rozumiem. Myślałem, że może to moja wina, że mam jakieś nietypowe poglądy na świat, bo zachowanie ludzi często było sprzeczne z tym, czego oczekiwałem. Ale to się zmieniło. Odkąd zacząłem zakładać firmę, mogłem się przekonać, że kota można dostać nie tylko w sklepie zoologicznym.

Z przyjacielem, z którym zapoznałem się na studiach, zakładam biuro tłumaczeń. W Austrii dla osób otwierających działalność gospodarczą oferuje się mnóstwo różnych form doradztwa i pomocy, które bez wątpienia ułatwiają życie. W ramach tej oferty poszliśmy więc na darmową rozmowę z doradcą, nawiasem mówiąc – z Polką. Mieliśmy – i dalej mamy – konkretne pomysły co do naszej działalności. Przedstawiliśmy je, pokazaliśmy swoje plany i materiały, które już zebraliśmy. Kiedy doradczyni usłyszała, że oferujemy między innymi tłumaczenia w języku polskim, popatrzyła się na mnie z miną, którą się ma, kiedy się odkrywa, że pod liśćmi, w które akurat wdepnęliśmy, były psie odchody. Kiedy dodałem, że piszę do polskiej gazety, odpowiedziała, że kupi ostatnie egzemplarze i wtedy ona mi powie, czy te teksty są naprawdę czytelne, bo za bardzo w to nie wierzy... Przyznam się, że potem miała przegrane. Nie słuchałbym jej nawet, gdyby była Sknerusem McKwaczem. Na koniec naszej prezentacji bardzo sceptycznie na nas spojrzała i zapytała: „No ale jak to sobie wyobrażacie?"

No jak mamy to sobie wyobrazić? Muszę tutaj krótko przedstawić naszą sytuację: ja pracuję z sześcioma językami, kolega – z ośmioma, mamy razem pięć tytułów magistra z tej dziedziny, pracujemy jako tłumacze już od czterech lat, mamy stałych klientów. Mieliśmy nawet wystarczająco pieniędzy na założenie firmy, więc nie musieliśmy pożyczyć ani centa. A McKwacz chce wiedzieć, jak to będzie? Proszę mnie źle nie zrozumieć, jestem w pełni świadom tego, że otwarcie własnej działalności gospodarczej to zawsze ryzyko. Ale przynajmniej chcemy pracować w naszej dziedzinie, robimy to, co umiemy. Przecież nie chcemy otworzyć ani sklepu z miotłami, ani agencji sprzedającej koniki morskie. Ale może naprawdę byłoby lepiej sprzedawać te koniki, bo na pewno byśmy jeszcze dostali pieniądze, skoro to takie innowacyjne!
Potem zapytaliśmy, czy istnieje możliwość wzięcia pożyczki, ponieważ początkowo wyglądało na to, że brakuje nam trochę pieniędzy na komputer. Pani doradca odpowiedziała, że są możliwości, ale pieniądze te muszą być przeznaczone na inwestycje, a komputer takową nie jest. Tak samo z tych pieniędzy nie można pokryć pierwszej raty ubezpieczenia społecznego, którą – w zależności od daty założenia firmy – trzeba zapłacić, jeszcze zanim się zarobiło pieniądze. Jeżeli jednak ktoś jest, powiedzmy, biologiem, i chce założyć sklep z korkami do butelek, kasę na maszynę produkującą te korki dostanie, bo przecież to inwestycja!
I właśnie tego nigdy nie byłem w stanie zrozumieć: zawsze pomaga się osobom, którym tylko z trudem coś wychodzi, które za bardzo nie wiedzą, czego chcą, czy po prostu osobom z mniej niż średnimi umiejętnościami i dość przeciętną wiedzą. Bo sprytny człowiek i tak sobie poradzi! I tak jest wszędzie. Zaczyna się to już w szkole. Pamiętam, że im gorzej dziecko się zachowywało, tym chętniej udzielano mu pomocy. Mówiono nam, grzecznym dzieciom, że musimy zrozumieć, że nauczyciele zajmują się przede wszystkim tymi innymi, bo bardziej tego potrzebują. Za moich czasów nie było żadnych dodatkowych zajęć dla tych, którzy byli bardzo dobrzy z jakiegoś przedmiotu, tylko dla tych, którzy za bardzo nie chcieli się uczyć. Powiedzmy sobie szczerze: mało jest tych, którzy naprawdę nie potrafiliby lepiej. A co z tego wynika? Człowiek, który za bardzo nie wie, czego chce, może się rozwijać, a inni – ci lepsi – stoją w miejscu.
Dlatego już od dłuższego czasu się zastanawiam, czy może nie jesteśmy trochę niesprawiedliwi np. wobec Ameryki Północnej, którą my, Europejczycy, bardzo lubimy krytykować. Wiemy, że tamtejsze społeczeństwo nastawione jest na osiąganie sukcesów. Oczywiście nie jestem zwolennikiem całego ich systemu. Ale podoba mi się to, że osoba, która bardzo chce, może bardzo dużo osiągnąć. Jeśli ktoś jest dobry w jakimś sporcie, może sobie finansować studia swoim talentem. Klasy w szkołach są podzielone na różne poziomy. Rozumiem, że historia pucybuta, który staje się milionerem, jest coraz rzadszym zjawiskiem, ale chyba nie bez powodu mówi się tu o amerykańskim śnie, a nie o europejskim.
Więc uważam, że takie społeczeństwo ma swoje zalety. Dzięki takiemu systemowi można lepiej rozróżnić, kto naprawdę nie umie, a kto tylko nie chce. Jeżeli panuje większa presja, człowiek bardziej intensywnie nad sobą pracuje, co sprawia, że leniwi i niezdecydowani wkraczają w akcję. Pozostają ci, którym naprawdę trzeba pomóc.
Poza tym twierdzę, że również mocnego człowieka trzeba wspierać. Wśród swoich przyjaciół mam parę przykładów, przy których po prostu serce mi pęka. Osoby, które wiedzą, czego chcą, w życiu zarówno zawodowym, jak i prywatnym, osoby, które chcą być kowalami swego losu, osamotniały, straciły wiarę w siebie. Dlaczego? Bo nikt im nie mówił, że dobrze coś zrobili, bo nikt nie pytał, czy potrzebują pomocy. Niektórzy nie robią tego celowo, nie mają złych intencji, po prostu pozostawiają tych pewnych siebie samym sobie, bo i tak sobie radzą. To prawda, takie osoby sobie jakoś radzą. Jednak oni też od czasu do czasu potrzebują miłego słowa, wsparcia. Rzadziej niż inni, ale potrzebują. Nawet samochód potrzebuje oleju, rzadko, ale go potrzebuje. A co jest, jeżeli się nie naleje? Właśnie – psuje się.
Więc zapomnijmy o europejskim śnie, skoro coraz bardziej wspiera się tu nieudaczników i kombinatorów wszelkiego autoramentu. Bo nie mówię przecież o tych grupach społecznych, którym trzeba i należy pomagać. Mówię o tych, którzy bezwzględnie wykorzystują ten przedziwny trend europejski, który polega na wspieraniu lewusów.
A przecież, jak mówił Marek Aureliusz: Należy samemu się trzymać, a nie być podtrzymywanym. A kto to był Marek Aureliusz? Tego nieudacznik nawet nie chce wiedzieć.

Armin Innerhofer, Polonika nr 217, luty 2013

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…