Opowieść o dworskim malarzu

Życie i twórczość Wojciecha Kossaka są dziś prawie zapomniane. Jego obrazy uważa się za słabe, a jego samego za wielkiego nudziarza. My jednak opowiemy dziś o Wojciechu Kossaku jako o wielkim polskim malarzu i jego związkach z cesarzem Franciszkiem Józefem I.

Nie ma chyba trudniejszej rzeczy niż zrozumienie istoty malarstwa, zwanego realistycznym. Nie ma, bo świat, dla którego obrazy Kossaka powstawały, odszedł w niepamięć. Nie ma go i nikt dziś nie zrozumie, jakie wzruszenia towarzyszą człowiekowi obserwującemu wielkie, kolorowe masy austriackiej kawalerii szarżujące na fikcyjnego wroga w czasie manewrów cesarskich pod Sądową Wisznią we wschodniej Galicji. Inne akcenty ważą dziś więcej przy odbiorze malarstwa i inne perspektywy są w użyciu. Inni są także dziś artyści i inni odbiorcy. Tymczasem Wojciech Kossak miał przed rokiem 1918 dwóch właściwie tylko widzów dla swoich obrazów. Jednym z nich był Franciszek Józef I, a drugim Wilhelm II. To oni, ich opinie i gusty ukształtowały styl malarza i jego manierę. Malował więc Kossak obrazy reprezentacyjne przeznaczone do wielkich dworskich sal, do ogromnych przestrzeni koszarowych kasyn i pokojów arcyksiążąt. To musiało się komponować z otoczeniem i musiało podnosić poziom emocji tych wszystkich wyjątkowych widzów, którzy na to patrzyli. Był Kossak ostatnim dworskim malarzem Europy tworzącym dla ostatnich prawdziwych rycerzy naszego kontynentu. To było widać nawet w etykiecie. Adiutanci cesarscy, wzywając go do Majestatu, nigdy nie mówili inaczej jak tylko: Oberleutnant Ritter von Kossak bitte zu Majestät – Pan nadporucznik, rycerz von Kossak, proszony jest do Jego Wysokości. I takie właśnie są obrazy Wojciecha Kossaka – rycerskie i sławiące oręż mecenasów.

Jednym z pierwszych wystawionych w wiedeńskim Künstlerhaus obrazów Kossaka był atak austriackiej landwehry. Malarz przedstawił żołnierzy w popularnej wtedy manierze – od frontu. Piechurzy atakują wprost na widza, biegną z otwartymi ustami, groźni i dobrze uzbrojeni. Dowodzi nimi oficer z szablą, obok zaś pędzi trębacz. Był rok 1886, kiedy Kossak stanął w sali wystawowej przy swoim dziele, taki bowiem był zwyczaj, by malarze w czasie wizyty najjaśniejszego pana prezentowali się obok swoich płócien. Artyści ubrani we fraki oczekiwali wśród tłumów publiczności na przybycie Franciszka Józefa. Kossak także stał obok swojej landwery, różnił się jednak wyraźnie od swoich kolegów. Miał bowiem na sobie mundur, gdyż na wystawę przybył wprost z koszar. Odbywał służbę wojskową w krakowskim pułku ułanów i wyglądał wtedy w Künstlerhaus na skromnego oficera, który miast spędzać czas urlopu u boku ukochanej, zaplątał się na tą wielką wystawę. Kiedy cesarz stanął przed obrazem przedstawiającym atakujących piechurów, zaczął żywo dyskutować z towarzyszącym mu malarzem, Eugenem Felixem, na temat dzieła Kossaka. Po chwili zaś zażądał, aby przedstawiono mu autora tej wyjątkowej kompozycji. Kossak wystąpił przed szereg publiczności w mundurze, z przepisową czapką w prawej dłoni i szablą w lewej. Cesarz uśmiechnął się. Był bowiem znany z tego, że kochał armię, malarz i żołnierz w jednej osobie ucieszył go więc bardzo. Jeszcze tego samego dnia na ramie obrazu przyczepiono karteczkę z napisem: „Obraz został zakupiony przez Najjaśniejszego Pana".

Tym, co ujęło Franciszka Józefa w pracy Wojciecha Kossaka, było fenomenalne wyczucie szczegółu i głęboka wiedza o przedmiocie, który malarz odtwarzał na płótnie. Obrazy Kossaka mogą być dzisiaj lekcją historii wojskowości, dla tych którzy chcieliby odtwarzać szczegóły umundurowania cesarskich żołnierzy. Nie inaczej rzecz się miała z polowaniami. Najsłynniejszy obraz, jaki namalował Kossak dla Franciszka Józefa – „Cesarskie polowanie w Gödöllö" – jest tego dowodem. We wspomnieniach malarza jest specjalny rozdział poświęcony temu wydarzeniu, rozdział pełen szczegółów dotyczących psów, prowadzących je instruktorów, dojeżdżaczy, łowczych, prostych naganiaczy, wreszcie węgierskich wielkich panów, ich koni oraz samego cesarza, który jest zwieńczeniem tej wspaniałej hierarchii nietkniętej od średniowiecza. Kossak podziwia cesarza, jego sprawność, jego postawę i umiejętności jeździeckie. Podziwia także wyszkolenie i wytrzymałość koni z cesarskich stajen. „Cesarskie polowanie w Gödöllö" jest dla niego kwintesencją feudalnego porządku, porządku świętego i wielkiego, który – na razie – nie jest zagrożony katastrofą. Kossak pisze, że uczestnicząc później w innych polowaniach par force, czyli takich, w których to zwierzynę ściga się aż padnie ona z wyczerpania, nigdy nie widział niczego tak wspaniałego jak to, w którym brał udział cesarz Franciszek Józef. A polował przecież i w Niemczech, i w Anglii, i w Irlandii, skąd sprowadzano na kontynent najlepsze konie do takich właśnie łowów. Nigdy już nie miało to takiego smaku, szyku i wielkości jak wtedy, w czasie gdy w łowach uczestniczył sam cesarz.

Obraz, który był efektem obserwacji poczynionych w trakcie polowania, jest jednym z najbardziej znanych wizerunków Franciszka Józefa. Centralnie usytuowana postać monarchy, na wspaniałym koniu, w otoczeniu jednakowo ubranych jeźdźców, którym towarzyszy popędzana przez szczwaczy sfora. Grupa właśnie przekracza strumień, mimo drewnianego mostka, za plecami zostają wzgórza, z których orszak właśnie zjechał.

Jedno z ostatnich spotkań malarza i monarchy miało miejsce w roku 1908 podczas uroczystości 65 rocznicy wstąpienia na tron Franciszka Józefa. Cesarz i artysta nie mieli okazji spojrzeć sobie w oczy z bliska, ale widzieli się, ponieważ okoliczności były tak szczególne, że nie sposób było uniknąć wzajemnych obserwacji. Przygotowany z wielką pompą pochód jubileuszowy o mało nie zakończył się niepowodzeniem, przewidywano bowiem przyjazd wielu zagranicznych gości, którzy mieli wypełnić szczelnie drogie i atrakcyjne miejsca na trybunach. Cesarz osobiście zarządził, by wiedeńczycy mogli oglądać paradę za darmo. Jedyny więc dochód władze miasta i organizatorzy mogli osiągnąć dzięki delegacjom zagranicznym. Te jednak nie dopisały. Koszt pobytu w Wiedniu przekraczał bowiem skromne budżety regionalnych władz. Tylko jedna grupa wyróżniała się wśród poddanych cesarza. Byli to przedstawiciele Galicji. Kossak osobiście wyszkolił na podkrakowskich błoniach półtora tysiąca jeźdźców przebranych w krakowskie stroje, w czerwone czapki z pawimi piórami, w granatowe kamizele, w czarne buty i pasiaste spodnie. Orszak ten miał paradować przed cesarzem najdłużej i tak rzeczywiście było. W ostatniej jednak chwili odebrano dowództwo nad banderią jej twórcy – Wojciechowi Kossakowi. Niemcy wymyślili bowiem, że centralnym akcentem uroczystości będzie pochód cesarza Leopolda i króla Jana III z tureckimi jeńcami i łupami z obozu Kara Mustafy. Wszystko było przygotowane. Do Krakowa poszedł telegram, że Kossak ma odegrać w tym przedstawieniu rolę polskiego króla.

Po przybyciu do Wiednia malarz zorientował się, że w czasie przygotowań do parady nie uwzględniono wcale rzeczywistego wyglądu polskiej husarii, która szarżowała na Turków ze stoków Kahlenbergu. Niemcy powtykali husarzom w plecy jakieś kolorowe piórka, wyjęte wprost z operetkowych garderób. Kossak w ostatniej chwili, pół dnia przez rozpoczęciem uroczystości, ściągał telegraficznie jastrzębie i indycze pióra z polskich majątków w Galicji. Wszystko skończyło się dobrze, a on sam, choć organizatorzy próbowali to na nim wymusić, nie dał się zepchnąć do tyłu i w czasie parady jechał strzemię w strzemię z baronem Weckbeckerem, który odgrywał rolę cesarza Leopolda II. W czasie wjazdu na Opernring, gdzie siedział cesarz i najwyżsi dostojnicy, Kossak przebrany za Jana III, w rodowej zbroi, ukłonił się Najjaśniejszemu Panu buławą, ten zaś odpowiedział mu skinieniem głowy. Było to ostatnie spotkanie wielkiego monarchy i wielkiego malarza. Sześć lat później wybuchła I wojna światowa, która zmiotła z powierzchni ziemi ten wspaniały i zapomniany już świat.

Gabriel Maciejewski

Polonika nr 200, wrzesień 2011

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…