Życie z pasją

fot. Jerzy Bin
Sabina Zapiór – utalentowana i młoda śpiewaczka operowa, realizująca w Wiedniu swoje muzyczne marzenia.

 

Założycielka stowarzyszenia Passion Artists. Rozmawiamy z nią o jej największej pasji – muzyce.

 

 

 

 

Czy śpiew wypełnia całe Twoje życie?
– Powiedzieć „ całe" to może przesada, ale na pewno większą jego część. Czasami z mężem śmiejemy się, że nie śpiewam tylko wtedy, gdy śpię. Kiedy uczę się jakiejś nowej partii i jestem cała pochłonięta muzyką, zdarza mi się śpiewać w metrze, sklepie czy na siłowni... Oczywiście nieświadomie, ale – no cóż – przynajmniej jest wesoło!

Jak wyglądały początki Twojej kariery?
Najlepiej pamięta to moja mama. To ona musiała mnie wozić na wszelkie castingi i eliminacje. Gdy tylko w wieku czterech lat nauczyłam się czytać, wyszukiwałam wszelkie ogłoszenia o naborach do przeróżnych zespołów dziecięcych, programów muzycznych i dotąd namawiałam mamę, aż się zgadzała mnie zawieźć. Jako ośmiolatka występowałam u Adama Hanuszkiewicza w programie telewizyjnym „Julia, Romeo i inni...". Prawdziwą „karierę" robiłam jednak w chórze „Alla Polacca" przy Operze Narodowej w Warszawie. Już w wieku siedmiu lat mogłam kreować partie dziecięce w Cyganerii, Carmen i innych dziełach. Śpiewałam tam od 6 do 15 roku życia.
Pamiętam, gdy po raz pierwszy stanęłam na ogromnej scenie w Warszawie, było to w „Raju utraconym" Pendereckiego. Byłam taka przejęta, że zapomniałam zejść ze sceny po swoim fragmencie i znalazłam się nagle w środku sceny baletowej... Niestety, o tańcu nie miałam pojęcia i publiczność miała ubaw!
Od małego realizowałam również zapędy menedżerskie. Kiedy miałam 10 lat, założyłam swój pierwszy zespół ,,Promyk". Pod nieobecność mamy zorganizowałam w domu eliminacje i poprzychodziły dzieciaki z okolicy. Na początku występowaliśmy pod trzepakiem i na ławce na podwórku. Robiliśmy reklamę ustną – ściągaliśmy ludzi spod sklepu i rozpoczynaliśmy: „Uwaga ludzie, na tej scenie odbędzie się zaraz przedstawienie". Graliśmy za cukierki i lody. Naszym największym hitem była ,,Stonoga autostopowa" i ,,Od Nieborowa idzie krowa". Później, jak to niestety bywa, nastąpił rozłam w zespole.
W wieku 17 lat wygrałam Konkurs Moniuszkowski w Łodzi oraz zdobyłam nagrodę specjalną jako najmłodsza uczestniczka w historii konkursu na międzynarodowym konkursie wokalnym w Holandii. W Wiedniu zadebiutowałam w 2005 roku rolą Corilli w „Viva la mamma" w Schlostheater Schönbrunn. Rok później jako solistka wyjechałam na tournée do Japonii z Wiedeńską Staatsoper jako Królowa Nocy.
Od trzech lat śpiewam gościnnie we Włoszech, do tego bardzo dużo koncertuję. Ostatnio również w Wiener Konzerthaus u boku Cristiana Lanzy.

Dlaczego wybrałaś operę? Czy nie łatwiej śpiewać muzykę pop?
– Według mnie opera jest czymś wspaniałym i ma tę przewagę nad muzyką pop, że ma zarówno chwytliwe, wpadające w ucho melodie, jak i dramatyczne, będące połączeniem muzyki i teatru. Pobudza wszystkie zmysły i dzięki temu, że jest bardziej skomplikowana harmonicznie, potrafi dotrzeć bezpośrednio do serca. I wierzę w to, że opera może być najlepszą formą rozrywki. Może w nas wyzwolić emocje, których nie przeżyjemy w teatrze, ponieważ słowo podkreślone muzyką ma zawsze większą wagę niż słowo tylko wypowiedziane.

fot. archiwum prywatne
Co spowodowało, że założyłaś stowarzyszenie Passion Artists, czyli Artyści z Pasją?
– Operę w tej chwili konserwuje się, zamyka się ją w puszce. Ludzie zapomnieli, że opera była swojego rodzaju „kinem" w czasach, gdy nie było innych rozrywek. Zwyczajni ludzie przychodzili do teatru, żeby się bawić... nie zakładali wieczorowych kreacji, a jeżeli im się coś nie podobało, to rzucali w artystów zgniłymi jajkami... A teraz opera to parada próżności i gra pozorów. Horrendalnie wysokie ceny biletów, nudne inscenizacje, które nie zmieniły się od 300 lat, i język niezrozumiały dla zwykłych ludzi. Nic dziwnego, że jest kryzys i średnia publiczności to 60 plus. Opera nie powinna być tylko dla koneserów i snobów, ale dla wszystkich! Opera powinna sprawiać przyjemność zarówno wykonawcom, jak i odbiorcom. Wszystko idzie z duchem czasu, więc dlaczego nie ma się coś zmienić w operze? Zaczęłam się zastanawiać, co mogłoby przybliżyć operę do ludzi, co mogłoby w jakiś sposób przyciągnąć do opery. Wyszłam z założenia, że głównym czynnikiem, który odciąga ludzi od opery, są zbyt wysokie ceny biletów. Dostęp do miejsc, gdzie można zobaczyć operę, jest również ograniczony. W niektórych miejscowościach koncerty klasyczne nie gościły nawet od 20 lat. I dlatego założyłam stowarzyszenie o tej nazwie. W lecie realizujemy projekt „Passion Artists on Tour" i niesiemy muzykę tam, gdzie tylko można.

Ale to nie jedyny cel tego stowarzyszenia.
– Osiem lat temu, gdy przyjechałam po raz pierwszy do Wiednia, byłam młodą, wystraszoną artystką. Nie miałam tutaj żadnych kontaktów. Mój niemiecki też nie był jeszcze dobry i trudno było mi zacząć jakąś karierę. W Wiedniu jest uniwersytet, w którym raczej uczy się jak śpiewać, a nie mówi się, co robić dalej. Są wielkie opery, w których wymagają już od ludzi dużego doświadczenia – a nie ma tutaj takiej formy przejściowej, nie ma instytucji, która pomogłaby młodym artystom zacząć stawiać pierwsze kroki na scenie. Nie było kogoś, kto by ich wsparł, pokazał dobrą drogę. Dlatego celem Passion Artists jest również wspieranie i promowanie młodych artystów, którzy pochodzą z różnych stron świata. Tak jak wielokulturowy jest Wiedeń, tak wielokulturowe jest Passion Artists.
W ciągu tych czterech lat miałam okazję pracować z ludźmi z całego świata i sporo nauczyłam się o innych kulturach i zastanowiłam się nad znaczeniem słowa tolerancja i integracja. Nauczyłam się nie oceniać ludzi poprzez pryzmat naszego polskiego wychowania, tylko akceptować różnice. Na przykład wiem, że bałkańscy mężczyźni nie poniosą ci ciężkiej torebki i nie wynika to z braku dobrego wychowania. Wiem również, że azjatyccy artyści są równie emocjonalni jak my, ale potrzebuję więcej czasu, aby okazać te emocje.
Kiedyś na imprezie przed projektem mieliśmy przy stole artystów z Japonii i Włoch, dlatego wzniosłam włoski toast „Cin, cin". Na to nasz japoński baryton się zarumienił. Okazało się, że cin, cin to po japońsku penis. Takie zabawne sytuacje się zdarzają na okrągło.

fot. archiwum prywatne
Czego młodzi ludzie mogą się nauczyć w Passion Artists?

– Mogą u nas nauczyć się nowego repertuaru, przestudiować partie operowe z wielkimi autorytetami, których zapraszamy. Dajemy im możliwość zaprezentowania się na scenie, nabycia doświadczenia scenicznego, wpisanie sobie w CV tego, że zaśpiewali dane partie operowe. Na koncerty zapraszamy agentów, krytyków i media. Możemy poszczycić się tym, że siedmiu naszych absolwentów dzięki Passion Artists zaczęło zawodowe kariery.
Zawsze raz w roku organizujemy otwarte przesłuchania w formie koncertu, na które przyjeżdżają ludzie z całego świata. W tym roku było ich ponad 70! Do tego koncertujemy w Austrii, Polsce, Niemczech i Włoszech. W ciągu 4 lat graliśmy już 208 razy. Od trzech lat mamy własny festiwal operowy „Passion Opera Festival", którego trzecią edycję właśnie rozpoczynamy. W tym roku dzięki programowi europejskiemu będziemy mogli rozszerzyć działalność na Grecję, Belgię, Szwecję i Węgry.

Kto przychodzi na wasze koncerty?
– Wszyscy. Począwszy od melomanów, a skończywszy na ludziach, którzy pierwszy raz zetknęli się z muzyką klasyczną i zawsze są zaskoczeni, do jakich granic można rozbujać operę. Ludzie u nas śpiewają, tańczą, inscenizują różne historyjki. Na koncertach mamy rodzinną atmosferę i często pozostajemy przyjaciółmi na gruncie prywatnym. Serdecznie zapraszam wszystkich na nasze spektakle i koncerty. Czekamy na nowych przyjaciół i miłośników muzyki.

Jak już wspomniałaś, w czerwcu odbędzie się także organizowany przez Was Passion Opera Festival
Premiera tego Festiwalu będzie miała miejsce 7 czerwca w Gloria Theater. Na wszystkie nasze warsztaty i spektakle operowe wstęp jest wolny. Można więc przeżyć przedstawienie operowe w profesjonalnym teatrze, nie płacąc za bilety wstępu.
W czerwcu pokażemy operę Verdiego ,,Rigoletto" opowiedzianą w dialekcie wiedeńskim. Akcja będzie rozgrywać się w szkole średniej. Głównymi bohaterami będą chearleaderki i grzeczne uczennice. Będzie też gwiazdor drużyny piłkarskiej. Mogę zdradzić tajemnicę, że w tym roku w operze Rigolletto nie będziemy słuchać tylko muzyki Verdiego. Szykują się również kawałki popowe zaaranżowane przez kolegów z Das Klein Wien Trio. Będzie można nauczyć się różnych tańców chearleaderskich, zaśpiewać piosenki Abby. Powtarzamy również z zeszłego roku nasz ,,Napój miłosny" Donizettiego, czyli historię miłości robotnika budowlanego do kelnerki oraz „La Traviatę" w naszej oryginalnej interpretacji.

Kim jest więc Sabina Zapiór?
– Trudno powiedzieć. Myślę, że lepiej opowiedzieliby o mnie ludzie, którzy mnie znają, moi przyjaciele czy też moja publiczność. Na pewno jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ponieważ wykonuję zawodowo to, co kocham. Ze swojej pasji uczyniłam zawód i całe życie byłam, jestem i będę wierna śpiewaniu.

Rozmawiała Asenata Burzyński, Polonika nr 221, czerwiec 2013

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…