Zrozumieć świat

- Chciałem wykonywać to, co najlepiej potrafię, czyli zajmować się nauką. Postawiłem sobie za cel stworzenie niezależnej instytucji duchowej, w której uczeni mogliby dyskutować bez żadnych ograniczeń i bez ingerencji cenzury – rozmowa z prof. Krzysztofem Michalskim, założycielem i dyrektorem wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku.

Na początku było marzenie trzech młodych naukowców - Krzysztofa Michalskiego z Warszawy (wówczas asystenta na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego) oraz Cornelii Klingel i Klausa Nellen z Kolonii. Przyjechali w 1982 r. do Wiednia z zamiarem stworzenia instytucji, w której naukowcy z krajów komunistycznych mogliby wymieniać poglądy ze swoimi kolegami z Zachodu. Pomysł wtenczas iście szalony, zważywszy, że na początku lat 80-tych zimna wojna rozgorzała na nowo, a w dyskusjach politycznych dominował temat żelaznej kurtyny i zbrojeń. Od tego czasu minęło ponad 20 lat. Instytut Nauk o Człowieku zdobył sobie międzynarodową renomę, jest znany w całym świecie, organizuje wspaniałe sympozja i konferencje. Wśród gości instytutu znajdują się czołowi politycy europejscy, w pracach naukowo-badawczych uczestniczą największe autorytety światowej humanistyki, wybitni przedstawiciele filozofii, historii, socjologii i politologii.

Jak zrodził się pomysł utworzenia Instytutu Nauk o Człowieku?
Wiosną 1980 r. w Dubrowniku brałem udział w seminariach i wykładach filozoficznych z udziałem naukowców z całej Europy. Przysłuchując się kilkudniowym dyskusjom nietrudno było zauważyć jak ogromna przepaść dzieliła humanistykę zachodnią od wschodnioeuropejskiej. Wynikało to przede wszystkim z faktu, że instytucje naukowe w byłych państwach socjalistycznych stały na dużo niższym poziomie niż w Europie Zachodniej, czego przyczyną był panujący przez lata komunizm i wynikające z tego zaniedbania. Oczywiście, że w każdym z tych krajów działały wybitne jednostki, ale były one wyjątkami. Uniwersytety i placówki naukowe nie były na takim poziomie, na jakim mogłyby się znaleźć, gdyby historia ułożyła się inaczej. Pomyślałem sobie, że bardzo dobrze byłoby stworzyć instytucję, w której humaniści ze Wschodu współpracowaliby i wymieniali poglądy ze swymi kolegami z Europy Zachodniej. Instytucję, która by im pomogła sformułować własne doświadczenia, podzielić się nimi i wzbogacić przez to dyskusję w świecie zachodnim. Pomysł mój omawiałem od samego początku z księdzem profesorem Józefem Tischnerem. Jeszcze w roku 1980 przedstawiliśmy nasz projekt papieżowi, który uznał całe przedsięwzięcie za bardzo potrzebne i udzielił nam swojego poparcia. Dwa lata później wraz z moimi przyjaciółmi z Kolonii powołaliśmy do życia Instytut Nauk o Człowieku w Wiedniu.

Jaką rolę odegrał papież, przecież w założeniach Instytutu bardzo wyraźnie jest podkreślona niezależność ideologiczna, tak w sensie religijnym jak i politycznym.
Nigdy nie zamierzaliśmy być instytucją związaną ideologicznie z kościołem, poparcie Jana Pawła II miało charakter moralny. Z inicjatywy i na zaproszenie papieża zorganizowaliśmy począwszy od 1983 r. osiem seminariów w jego letniej rezydencji w Castelgandolfo. Wzięli w nich udział filozofowie, socjologowie, teologowie oraz politolodzy z całego świata, naukowcy o bardzo różnych orientacjach i przekonaniach.
Instytut Nauk o Człowieku nigdy też nie zapewniał priorytetu aspektom politycznym. Moje zadanie nie polegało na walce z komunistami, w tym specjalizowały się inne organizacje. Chciałem wykonywać to, co najlepiej potrafię, czyli zajmować się nauką. Postawiłem sobie za cel stworzenie niezależnej instytucji duchowej, w której uczeni mogliby dyskutować bez żadnych ograniczeń i bez ingerencji cenzury. Nie stanowiliśmy opozycji wobec komunistów, ale ponieważ byliśmy instytucją antytotalitarną, to w tym sensie również antykomunistyczną.

Dlaczego wybrał Pan Austrię?
Ponieważ była państwem neutralnym. Wierzyliśmy, że łatwiej będzie zapraszać naukowców ze Wschodu do Austrii, niż do kraju będącego członkiem NATO. Kiedy w 1982 r. Instytut Nauk o Człowieku oficjalnie rozpoczynał działalność, w Austrii rządziła koalicja SPÖ i ÖVP. Musieliśmy uważać, aby nie włączono nas w spory ideologiczne toczące się między poszczególnymi partiami. To wcale nie było łatwe zachować niezależność polityczną na scenie lokalnej, zwłaszcza na samym początku istnienia instytutu, kiedy tak ważne i potrzebne było dla nas poparcie ze strony rządu i władz miasta. Obecnie utrzymujemy bardzo dobre stosunki ze wszystkimi partiami Austrii oprócz FPÖ i uznawani jesteśmy jako zupełnie niezależni.

Czy upadek żelaznej kurtyny wpłynął na działalność Instytutu?
Na początku lat 80-tych głównym instrumentem zbliżenia między Wschodem i Zachodem Europy były badania naukowe. Po 1989 r. kiedy scena ideologiczna i polityczna w Europie radykalnie się zmieniła wzbogaciliśmy i rozszerzyliśmy formy naszej działalności, do badań naukowych doszła strona praktyczna. Zajęliśmy się nie tylko wymianą myśli naukowych, ale też tworzeniem instytucji umożliwiających wymianę idei. Zaczęliśmy pomagać naszym kolegom w odbudowywaniu i reformowaniu instytucji akademickich. Wraz z amerykańską Fundacją Forda wprowadziliśmy w byłych krajach komunistycznych programy wspierające projekty z dziedziny polityki społecznej. Przyznajemy stypendia dla tłumaczy i dziennikarzy. Jednym z niepokojących problemów w Europie Wschodniej jest emigracja młodych, zdolnych naukowców. Dlatego oprócz stypendiów pomagamy tworzyć instytucje na międzynarodowym poziomie, które stwarzałyby porównywalne z Zachodem szanse rozwoju i pracy naukowej. Przy naszym udziale powstał w Polsce m.in. Instytut Spraw Publicznych, Katedra Erazma z Rotterdamu na Uniwersytecie Warszawskim. Podobną działalność prowadzimy w Czechach, Słowacji i na Węgrzech.
Instytut Nauk o Człowieku stał się centrum badań i dyskusji nad społecznymi, ekonomicznymi i politycznymi aspektami rozwoju krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Szczególną uwagę poświęcamy socjalnym skutkom przejścia do gospodarki rynkowej w tych krajach.

W ramach zainicjowanego przez Komisję Europejską projektu "Duchowe i kulturowe wymiary Europy" została powołana "Grupa Michalskiego". Proszę powiedzieć o tym coś więcej.
Konsekwencje planowanego przystąpienia byłych państw komunistycznych do Unii Europejskiej stały się kolejnym tematem działalności Instytutu Nauk o Człowieku. Romano Prodi poprosił mnie, abym stworzył zespół zajmujący się refleksją nad wartościami europejskimi i ich znaczeniem w kształtowaniu przyszłej zjednoczonej Europy. Grupa składała się z 15 osób - wybitnych filozofów, historyków, teologów, socjologów, ekonomistów i polityków. Badania dotyczyły roli tradycji, kultury oraz religii w rozwoju socjalnym, ekonomicznym i politycznym Unii Europejskiej. Zadanie Instytutu Nauk o Człowieku polegało na koordynacji całego projektu, przeprowadzeniu badań, seminariów, dyskusji. Wyniki prac przedstawiliśmy w specjalnych publikacjach i oddaliśmy do dyspozycji Komisji Europejskiej.

Jaki macie wpływ na cele i priorytety społeczne, na wypracowanie modeli lepszego funkcjonowania świata?
Nie trzeba z tym przesadzać. Jesteśmy stosunkowo niewielką instytucją. Chcemy zrozumieć świat i próbujemy go w różny sposób zmieniać. Nie cały świat od razu, tylko stopniowo, po kawałku. Zycie społeczne i duchowe wymaga istnienia i działania instytucji, gdyż one pozwalają naszym wysiłkom ułożyć się w pewną całość.
W XX w. okazało się, że inżynieria społeczna jaką był komunizm spaliła na panewce i to nie tylko z punktu widzenia ludzi z zewnątrz, ale też samych komunistów. Nie udało im się osiągnąć tego, co uważali za słuszne. Społeczeństwa nie da się zaplanować tak, jak np. planuje się kulturę bakteryjną. Nie sposób bowiem uwzględnić wszystkich możliwych do zaistnienia warunków. I to nie dlatego, że jest ich tak dużo, ale dlatego, że te warunki tworzą ludzie sami żyjąc. W związku z tym nie da się ich z góry przewidzieć i zdefiniować. Nie znaczy to oczywiście, że nie można wpłynąć na rozwój społeczeństwa, nauki i gospodarki w tę czy inną stronę. Do końca jednak nie możemy mieć gwarancji, że ingerencja pójdzie w takim kierunku, w jakim sobie życzymy. Ale nie mamy innego wyjścia niż próbować zmieniać. Całego świata się nie ułoży, gdyż jest on z konieczności chaotyczny, właśnie po to, by mógł się zmieniać. Ale wokół siebie warto układać.

Jak został Pan filozofem?
Przypadkiem. Jako mały chłopiec chciałem być tancerzem. Potem rozsądnie zrezygnowałem z tego pomysłu, gdyż zauważyłem, że choć tańczę nieźle, to jednak nie tak dobrze jak Fred Astaire. Postanowiłem zostać reżyserem rewii, ale zamiaru tego nie byłem w stanie urzeczywistnić, gdyż w komunistycznej Polsce rewia nie istniała. Potem wahałem się między fizyką, a reżyserią teatralną. Ponieważ studia reżyserskie możliwe były tylko jako drugi fakultet, zdałem więc na filozofię. Tak mi się spodobało, że zostałem przy niej do dzisiejszego dnia.

Jak określiłby Pan swoje zadania jako filozofa?
Po pierwsze jestem nauczycielem filozofii, wykonuje ten zawód będąc wykładowcą na Uniwersytecie w Bostonie i Warszawie. W tym sensie moja praca nie różni się niczym od zawodów polegających na czytaniu i próbie zrozumienia książek innych autorów, a następnie mówieniu o tym w miarę przejrzyście do młodszego pokolenia.
Pani z pewnością jednak chodzi o filozofię przez duże "F". Wtedy bardzo trudno jest powiedzieć, czy ja lub ktoś inny jest filozofem. O tym decydują dopiero następne generacje. Zajmuję się pisaniem o ideach filozoficznych, o czasie, wieczności, ale moim drugim życiem jest kierowanie Instytutem Nauk o Człowieku.
Jestem więc biurokratą, zarządzam interdyscyplinarnym instytutem i mam w związku z tym do czynienia z innymi naukami społecznymi i humanistycznymi, w których z kolei znajduje bardzo wiele ciekawych idei filozoficznych. Właśnie poza samą dyscypliną w ścisłym tego słowa znaczeniu.
Specyfika filozofii polega m.in. na tym, że nie ma w niej żadnych warunków ograniczających, tak jak ma to miejsce w innych naukach, np. w biologii, czy chemii, zajmującymi się ściśle określonymi dziedzinami rzeczywistości. Filozofia jest grą, w której wszystko może być stawką w każdym momencie.

Rozmawiała Urszula Ghoshal, Polonika nr 101/102, lipiec-sierpień 2003

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…