Sześćdziesiąt lat minęło

Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk“, który przez sześćdziesiąt lat istnienia wystąpił na pięciu kontynentach w czterdziestu pięciu krajach, w listopadzie zaszczycił nas swoją obecnością w Wiedniu. Z dyrektorem zespołu, Zbigniewem Cierniakiem, rozmawialiśmy tuż przed koncertem, który odbył się w „Haus der Begegnung” w dzielnicy Floridsdorf.


To nie pierwsza wizyta Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” w Austrii.
– O ile dobrze pamiętam, jesteśmy tu już piąty czy szósty raz.
Naprawdę zabrali Państwo ze sobą cztery tony kostiumów?
– Nawet więcej. Transport takiej ilości ubrań to niełatwe zadanie. Nasze kostiumy wozi najdłuższy z dopuszczonych do transportu kołowego w Europie tirów. Każdy artysta ma swoją specjalną rozkładaną szafkę, w której mieści się od dziesięciu do czternastu kostiumów. Większe ubiory, np. dodatki do stroju krakowskiego, jeżdżą w dużych szafach.
Zespół „Śląsk” wystąpi dzisiaj dla Polonii austriackiej. Jaką wartość przypisują Państwo publiczności polonijnej?
– Bardzo dużą. Cieszymy się z każdego spotkania z Polonią, nawet w najbardziej odległych zakątkach świata. Zarówno we Francji, jak i w Stanach Zjednoczonych, w których byliśmy niedawno na dwutygodniowym tournée, naszą publiczność w większości stanowiła Polonia.
Ale publiczność za granicą to nie tylko Polonia…
– Przedstawiciele publiczności polonijnej na koncerty „Śląska” zabierają swoich miejscowych znajomych, którzy nie są Polakami. To dla nas bardzo ważne, ponieważ odbiorca zakorzeniony w kulturze swojego kraju tak naprawdę nie jest świadomy tego, co to jest zespół „Śląsk”. Dzięki polskim znajomym może się tego dowiedzieć.
Zespół „Śląsk” ma na swoim koncie światowe tournée, a jednocześnie dba o obecność w małych miejscowościach. Jak Państwo godzą funkcjonowanie w skomercjalizowanej rzeczywistości z misją krzewienia kultury?
– Zespół „Śląsk” tworzy w sumie dwieście sześćdziesiąt osób. Oprócz artystów mamy pracowników zaplecza, którzy zapewniają sprawne funkcjonowanie zespołu. Staramy się występować w każdym zaproponowanym nam miejscu. Nie odrzucamy ofert z małych i średnich miejscowości, koncentrując się tylko na metropoliach. Oczywiście tak byłoby najprościej. Mamy jednak świadomość, że w niektórych gminach i powiatach żyją ludzie, którzy nie chodzą do teatru. Są to często osoby, które nie znają sceny i mają tak naprawdę trochę inne cele w życiu. Naszą dewizą jest krzewienie kultury polskiej wszędzie tam, gdzie jest to możliwe.
Założycielem „Śląska” był niezapomniany kompozytor, prof. Stanisław Hadyna. Pan podkreśla często, że trzymają się Państwo tego, co on niegdyś wymyślił i umiejętnie sprzedał na świecie. Czy taka jest właśnie tajemnica sukcesu „Śląska”?
– Ktoś mógłby nam zarzucić, że odcinamy jedynie kupony od pomysłu twórców zespołu – profesora Hadyny i choreograf Elwiry Kamińskiej. Tak naprawdę ich pomysł stanowi dla nas najistotniejszy element programowo-artystyczny, ale jesteśmy otwarci na wszelkie nowości. Rok temu udało nam się zrealizować koncerty we współpracy z Goranem Bregovicem. Było to przedsięwzięcie bardzo różniące się od tradycyjnych występów zespołu, a mimo to zakończone sukcesem. Natomiast 8 grudnia w Teatrze Śląskim w Katowicach odbędzie się premiera sztuki Stanisława Ligonia pt.: „Wesele na Górnym Śląsku”. W sztuce wraz z zespołem „Śląsk” wystąpią aktorzy scen śląskich. Trzymamy się więc tego, co wymyślił profesor, ale nie uciekamy od innych, nowszych form artystycznych. Świat idzie bardzo szybko do przodu, a nasza publiczność oczekuje różnego rodzaju nowości.
Jako dyrektor „Śląska” konsekwentnie dąży Pan do powiększenia grona odbiorców zespołu. W jaki sposób realizuje Pan ten cel?
– Staramy się dosłownie wychować sobie publiczność. Prowadzimy między innymi Letnią Szkołę Artystyczną, która jest inicjatywą wspomagającą rozwój dzieci i młodzieży, ale nie tylko. Działania szkoły skierowane są również do dorosłych szkolących dzieci i młodzież w swoich środowiskach. Rocznie odwiedza nas osiemdziesiąt tysięcy osób, z czego większą część stanowią dzieci i młodzież. Dlatego powiedziałem, że wychowujemy sobie publiczność.
W dzisiejszych czasach instytucje kulturalne takie jak nasza nie mają szans na zaistnienie w mediach, jak ma to miejsce w przypadku artystów komercyjnych. Nie pozwala nam na to przede wszystkim nasza sytuacja finansowa. Rozwiązaniem jest więc wychowanie kulturalne i artystyczne od podstaw.
Organizujemy również wiele konkursów i festiwali właśnie dla dzieci i młodzieży. Poza tym współpracujemy z Uniwersytetem Trzeciego Wieku, z Uniwersytetami Śląskim i Opolskim, z liceami, gimnazjami oraz szkołami podstawowymi. Ta współpraca przynosi bardzo pozytywne efekty, z których się niezmiernie cieszę, ponieważ działalność edukacyjna jest dla nas bardzo ważna.
Zespół w swoim repertuarze, oprócz utworów rdzennie śląskich, posiada pieśni i tańce innych regionów Polski. Ile właściwie jest Śląska w „Śląsku”?
– W pierwszej części programu mocno eksponujemy nasz region, ale oczywiście prezentujemy folklor z całej Polski. W „Mazowszu” jest tak samo. Oczywiście powtarzamy się z „Mazowszem” w repertuarze kilku regionów, ale są to jednak inne opracowania. Zarówno w wymiarze muzycznym, jak i choreograficznym. W ogóle jako zespoły bardzo się różnimy.
Swoją karierę w „Śląsku” zaczynał Pan jako artysta. Jak to się stało, że znalazł się Pan w zespole?
– Do „Śląska” trafiłem dzięki mojej żonie, wtedy dziewczynie. Jej dziadek od początku istnienia „Śląska” był w orkiestrze. Następnie do zespołu należeli jej ojciec, czyli mój teść wraz ze swoją żoną. Po rodzicach, w naturalny sposób, do „Śląska” trafiła moja żona. A w ślad za nią ja, mimo że zawsze chciałem być lekarzem. Rozwijałem się w tym kierunku, ale dodatkowo postanowiłem pójść jeszcze do średniej szkoły muzycznej. Kiedy ją skończyłem, stanąłem przed trudnym wyborem. Zastanawiałem się, czy wstąpić do zespołu, do którego dostałem się jako jedna z czterech czy pięciu osób, wybranych spośród sześciuset chętnych. Na medycynę też było pięciu czy sześciu chętnych na jedno miejsce, ale ja w zespole zdołałem pokonać setkę. Ale tak naprawdę do „Śląska” trafiłem właśnie za sprawą mojej żony.
Po kilku latach pracy jako tancerz i śpiewak zaczął Pan pełnić funkcje organizacyjne. Trudno było zejść ze sceny?
– Może zabrzmi to nieskromnie, ale muszę przyznać, że jako artysta w zespole osiągnąłem wszystko. Poza tym zawsze byłem zapalonym organizatorem. Już w szkole podstawowej udzielałem się w różnych miejscach. Poza tym studiowałem zarządzanie. Mimo to przyznaję, że zejście ze sceny w wieku trzydziestu kilku lat, czyli w najlepszym momencie, nie było łatwe. Ale radość, którą odczuwam, kiedy zarządzam dwustu sześćdziesięcioma osobami i którą daję też innym w postaci choćby dobrze przygotowanych imprez, sprawia, że opuszczenie sceny nie stanowi już dla mnie problemu. Co prawda – siedząc na widowni – zawsze odczuwam i będę odczuwał emocje. To właśnie stanowi o mojej przewadze nad innymi dyrektorami w podobnych instytucjach. Zanim zostałem dyrektorem „Śląska”, spędziłem w zespole siedemnaście lat. Dobrze znam bolączki tych ludzi, wiem np. w których momentach można im zwrócić uwagę, poprawiać ich, i wiem, co może wywołać nieoczekiwane problemy. Jestem o to po prostu bogatszy.
Proszę zdradzić, jaki program przygotowali Państwo w tym roku, w związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia?
– W grudniu czeka nas kilka ciekawych projektów artystycznych. Już 17 grudnia damy dość nietypowy koncert kolędowy, około trzystu metrów pod ziemią w kopalni Guido w Zabrzu, a 14 grudnia będziemy obchodzić naszą wigilię, po której organizujemy bal sylwestrowy na sto par w pałacu w Koszęcinie. Uczestniczyć w nim będą goście z całego regionu i nie tylko. Styczeń jest miesiącem kolędowym. Przy tej okazji chciałbym poinformować, że w tym roku udało nam się nagrać płytę z kolędami w języku niemieckim, które profesor Hadyna skomponował na krótko przed śmiercią. Za rok może właśnie w Wiedniu wystąpimy z koncertem kolęd polskich i niemieckich. Bardzo bym sobie tego życzył.
Chciałbym również w imieniu Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” wszystkim czytelnikom „Poloniki” złożyć serdeczne życzenia z okazji nadchodzących świąt.
A czego z okazji świąt możemy życzyć zespołowi?
- Zdrowia i dużo koncertów. 2012 był dobrym rokiem i oby następny nie był gorszy.


Rozmawiała Marta Hruz, Polonika 215/216, grudzień 20012/styczeń 2013

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…