Dodatek do życia

fot. Hannes Eichinger
Historia Eli, która pracowała u pewnej austriackiej rodziny, nie należy do tych sensacyjnych. To nie jest opowieść o katorżniczej pracy, niewypłacaniu pensji, szykanowaniu czy molestowaniu seksualnym. To jest historia o dzieciach i o tym, że nie każdy dorosły człowiek nadaje się do tego, żeby zostać rodzicem.

W dzisiejszych czasach posiadanie opiekunki do dziecka nikogo już nie dziwi. Dla wielu pracujących rodzin opiekunka staje się kimś niezastąpionym. Nie każdy może liczyć na pomoc babć, cioć czy przyjaciół. Dobór osoby, której można w pełni zaufać i pozostawić pod jej opieką własne potomstwo, nie jest łatwym zadaniem. Jeżeli dzieci polubią taką osobę i będą się czuły bezpiecznie w jej towarzystwie, to można powiedzieć, że się wygrało los na loterii. Taka opiekunka staję się częścią życia rodziny. Jednak bywają sytuacje, gdy dzieci zaczynają mówić do opiekunki „mamo".

Idealna praca
Ela jest doświadczoną nianią. Po maturze postanowiła doprowadzić swój angielski do perfekcji oraz zarobić na studia, wyjechała do Nowego Jorku, gdzie podjęła pracę Au Pair. Jej pasją są jezyki obce, więc rozpoczęła studia na wiedeńskiej romanistyce. Postanowiła podjąć pracę jako opiekunka. – Bardzo lubię dzieci, przebywanie z nimi sprawia mi dużo przyjemności i satysfakcji. Dodatkowo mogę ustalić z pracodawcami dni pracy. Dla studentki taka praca to idealne rozwiązanie – twierdzi. Praca tego typu jest dosyć „intymna". Jak sama mówi: – Stajemy się świadkami bardzo osobistych sytuacji, które powinny pozostać zarezerwowane tylko dla rodziny. Pracując w różnych domach, wiele już w życiu widziałam. Patrzyłam na kłótnie, rozwody, cierpiące z tego powodu dzieci. Dla mnie najważniejsze było zawsze dobro dzieci, starałam się zajmować nimi tak, żeby nie odczuły tego, co działo się pomiędzy rodzicami. Myślałam, że widziałam w mojej pracy już wszystko, jednak pomyliłam się. Patologia nie musi oznaczać alkoholu czy wiecznych kłótni. Czasem patologia wygląda szarmancko, jest wykształcona i nosi drogie ubrania.
Ela poznała rodzinę Bock dzięki ogłoszeniu w prasie. Poszukiwana była opiekunka, mająca zajmować się rocznymi bliźniętami. Wymagane było doświadczenie pedagogiczne i perfekcyjna znajomość angielskiego oraz jednego z języków romańskich. Rodzice dzieci, ludzie po czterdziestce, wykształceni i na poziomie, okazali się bardzo mili i otwarci. Zachwycali się kompetencjami Eli i jej znajomością języków. Ich celem było, aby dzieci wychowywane były równolegle w trzech językach, niemieckim, angielskim i hiszpańskim.
-Wiem, że wiele osób uznałoby mówienie do rocznych maleństw w trzech językach za przesadę. Ja, nauczona doświadczeniem, wiem, że każdy rodzic ma swój pomysł na to, jak wychować swoje dzieci. Nie mnie to oceniać. Zresztą taka kulturalna rodzina na poziomie, która od wczesnych lat interesuje się kształceniem swoich dzieci, to miła odmiana po kłótniach i rozwodach, które wcześniej spotykałam".

Przez cały dzień
Ela była zachwycona i odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że wreszcie nie musi oglądać jakichś rodzinnych tragedii. Początkowo zdziwiło ją tylko to, że Bockowie mają aż cztery inne nianie, Ela była piąta. Okazało się, że dzień pracy zaczyna się o 7.30, a kończy o 23.30. Dzieci są przez cały dzień tylko z opiekunkami. Rodzice nawet wtedy, gdy są w domu, nie poświęcają swoim pociechom czasu, są wiecznie zmęczeni, nie mają cierpliwości ani ochoty na zabawę, kąpanie czy karmienie.
Każdego dnia, około godziny dwudziestej, rodzice wychodzą do ulubionego lokalu, w którym jedzą z przyjaciółmi kolację, piją wino, rozmawiają itp. Do domu wracają o 23.30. – Myślałam, że to jedna z tych par, która dba o swoje małżeństwo. Mają dzieci, ale starają się dbać także o swój związek, są nie tylko rodzicami, ale też mężczyzną i kobietą, parą, która pielęgnuje swoje uczucie. Dużo małżeństw koncentruje się na dzieciach i zapominają o współmałżonku. Oni wydawali się szukać odrobiny czasu dla siebie – mówi Elżbieta.
Odrobina okazała się rytuałem. Codzienne wychodzenie do ulubionego lokalu stało się świętością. Tylko ich własna choroba mogłaby zatrzymać ich w domu. Choroba dziecka nigdy nie była powodem do zostania w domu. Przecież w domu są opiekunki! – Wspólna kolacja i wino z przyjaciółmi – mówi Ela – trwa co wieczór do 23.30. Wtedy opiekunka kończy dzień pracy, a Bockowie wracają do domu. Dzieci w tym czasie już dawno śpią, więc nie ma mowy, żeby usypiane były przez rodziców. Od 7.30 następnego dnia pojawia się kolejna lub ta sama niania. I tak w kółko.
Opiekunka musi być w ich mieszkaniu o 7.30, bo ktoś musi ubrać i nakarmić dzieci. Zdarza się, że matka śpi w pokoju obok do godziny dziesiątej. Opiekunka musi wtedy zająć czymś dzieci, tak aby nie zachowywały się głośno i nie przeszkadzały mamie w śnie. Niania musi dzieci ubrać, nakarmić i pójść z nimi na spacer. Potem jest obiad, zabawa, karmienie, przewijanie, mycie itp. Wszystko to wydaje się należeć do normalnych obowiązków każdej opiekunki. Dziwi tylko to, że przy żadnej z tych czynności rodzice nie biorą aktywnego udziału. Nawet jeżeli są w domu. Dzieci budzą się i zasypiają w towarzystwie obcych im osób. Tak jest nie tylko w ciągu tygodnia, ale także w weekendy, święta i podczas wakacji.

Czas dla siebie
Matka dzieci ukończyła studia prawnicze, jednak nigdy nie podjęła pracy w swoim zawodzie. Jest wykształcona, może się tym pochwalić, zabłyszczeć w towarzystwie, ale nie pracuje. Wiele matek chciałoby być w sytuacji pani Bock, nie pracować i mieć czas dla swoich dzieci. Ela była zszokowana tym, że gdy ona bawi się z dziećmi, ich matka potrafi leżeć w sypialni i czytać książkę albo jakiś kobiecy magazyn i nawet nie wyjść ze swojego pokoju. Ojciec po powrocie z pracy, a przed obowiązkowym wyjściem do restauracji, musi odpocząć, zrelaksować się. Płaczące dzieci, które go zaczepiają, chcą się bawić albo przytulić, są dla niego za głośnie, denerwują go. Poirytowany tym, że po dniu pracy nie może w spokoju odpocząć, idzie do swojego pokoju i zamyka za sobą drzwi.
Dzieci, które w chwili obecnej mają już dwa latka, zaczynają być coraz bardziej agresywne. – Nie trzeba być psychologiem – mówi Ela – żeby zauważyć, że dzieci prowokują rodziców, chcą zwrócić na siebie uwagę za wszelką cenę. Są niedobre, złośliwe. Skoro żadne z rodziców się nimi nie interesuje, to zaczepiają tak długo, aż ktoś zareaguje. Wolą, żeby ojciec na nie nakrzyczał i tym samym okazał im jakiekolwiek zainteresowanie, zauważył, że one istnieją.
Jakby tego wszystkiego było mało, nianie pracują również w weekendy, święta i w dnie wolne od pracy. Zabierane są na urodziny babci, na weekend w spa i na wakacje. Ela dzięki temu była z rodziną Bock na Dominikanie, na Cyprze i w Ameryce. – Wszyscy myślą, że sobie jeżdżę po świecie i zwiedzam, ale ja tam jestem w pracy i zajmuję się całymi dniami dziećmi, bo rodzice muszą wypocząć – mówi Ela. Jak sama zauważa, pracującym rodzicom można wybaczyć wiele, zarabiają, utrzymują rodzinę, mają prawo być zmęczeni i nie mieć na coś energii i ochoty. Ale wakacje to czas rodzinny, kiedy wreszcie nikt nie musi pędzić do pracy, spieszyć się na jakiś termin. Wakacje i urlopy to dla większości ludzi czas, kiedy rodzina jest nareszcie razem, daleko od codzienności. – Szczególnie osoby pracujące powinny cieszyć się możliwością spędzenia czasu ze swoimi dziećmi – twierdzi dziewczyna, której najbardziej żal dzieci. Bockowie na wakacjach chcą się zrelaksować, a nie bawić się z dziećmi, posiedzieć z nimi na plaży czy przy basenie. Lepiej zabrać ze sobą opiekunkę i móc „wreszcie" odpocząć. Podobnie bywa z weselami, urodzinami członków rodziny czy ze świętami. Opiekunki są zabieranie wszędzie. Ela przyznaje, że czasem są to bardzo niezręczne sytuacje.
– Kiedyś zabrano mnie na 80. urodziny jednej z babć. To była wielka uroczystość, na którą zjechali się wszyscy członkowie obu rodzin. Oczywiście było też masę innych dzieci, ale nikt poza moimi pracodawcami nie przyjechał z nianią! Nikt nie wiedział, jak się wobec mnie zachować, czy mam siedzieć ze wszystkimi przy stole, czy iść do kuchni jak służąca, czy siedzieć z dziećmi na dywanie? Cała rodzina czuła się niezręcznie. W końcu byłam dla wszystkich obcą osobą. Bockowie nie widzieli w tej sytuacji nic niestosownego. Maluchy cały czas próbowały zaczepiać swoich rodziców, szukały ich zainteresowania. Smutny to był widok – opowiada opiekunka.

Pięć mam
Po pewnym czasie bliźniaczki zaczęły do opiekunek mówić „mamo". Pani Bock była oburzona, podejrzewała, że nianie uczą dzieci specjalnie, jej na złość. Ale że wszystkie naraz? Należy bowiem pamiętać, że nianiek w domu państwa Bock jest pięć! Dzieci nie przebywają tylko z jedną osobą z zewnątrz. Opiekunki zmieniają się jak w kalejdoskopie, niektóre odchodzą z pracy, na ich miejsce przychodzą nowe. Dzieci wychowywane są przez sztab obcych im osób.
– Najgorsze jest to – mówi Elżbieta – że oni sami nie widzą tego, co robią swoim dzieciom. Uważają, że materialny dobrobyt, podróże i języki obce to jest najważniejsze dla wychowania. Na czułość i miłość nie ma miejsca. Ci rodzice nawet nie wiedzą, co ich dzieci jedzą, jakie mają ulubione potrawy czy zabawki. Nianie muszą prowadzić zeszyt, w którym zapisywane jest, co i o której godzinie jadły maluchy. Przy tej ilości opiekunek bez takiego zeszytu nikt nie miałby jasności, co dzieci piły i jadły i o której godzinie znów je nakarmić.
Komunikacja między panią Bock a opiekunkami odbywa się za pomocą samoprzylepnych karteczek do notowania. Gdy niania przychodzi do pracy, najczęściej czeka na nią żółta karteczka. Pani Bock bowiem uważa siebie za wspaniałą matkę i ma zawsze jakieś uwagi co do wychowywania swoich dzieci. Swoimi przemyśleniami dzieli się więc poprzez notatki na skrawku papieru. Przecież nie mogłaby przekazać opiekunce wiadomości ustnie, bo gdy opiekunka przychodzi do pracy, to pani Bock jeszcze śpi.
Ciekawym zjawiskiem jest też skrupulatność w wypłacaniu pensji. Gdy tygodniówka, którą powinna otrzymać niania, to kwota 197,40, to otrzyma ona dokładnie taką sumę, bez choćby jednego euro napiwku. Od poniedziałku do piątku opiekunka zarabia 7 euro za godzinę, a w weekendy i święta jeszcze mniej, bo za cały dzień 50 euro, więc wychodzi nawet 3 euro za godzinę. Większość opiekunek odmówiło pracy w weekendy, ale Bockowie zawsze znajdą jakąś studentkę, która potrzebuje pieniędzy i zgodzi się na wszystkie warunki.

Dziecko dodatkiem do życia
Państwo Bock budują właśnie dom za Wiedniem. Starają się też o kolejne dziecko. Ela postanowiła zrezygnować z pracy.
– Nie chcę spędzać czasu na dojazdach z Wiednia do wsi położonej kilkadziesiąt kilometrów od miasta. Jeżeli pojawi się nowy potomek, to odpowiedzialność za trójkę dzieci jest dodatkowym stresem. Będzie mi tylko szkoda dzieci. Po mnie znowu przyjdą nowe nianie, do których maluchy będą musiały się od nowa przyzwyczajać. Rozmawiając z panią Bock, zaproponowałam jej, aby pomyślała o zatrudnieniu au pair, czyli dziewczyny, która będzie z nimi mieszkała na stałe. Pani Bock oburzyła się, słysząc taką propozycję. Powiedziała, że nie wyobraża sobie, żeby przez cały czas był w domu ktoś obcy. Aż mnie zamurowało. Przecież w jej domu są tylko obcy. Obcy wychowują jej dzieci. Dla mnie ta cała historia to przykład, że pieniądze szczęścia nie dają, a dobrobyt nie zapewnia miłości. Szkoda mi tych dziewczynek, bo będą w przyszłości bardzo skrzywione psychicznie. Właściwie już są – podsumowuje opiekunka.

Magdalena Marszałkowska

Polonika nr 207, kwiecień 2012

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…