Według recepty z sercem

Czy wiecie, że zapiekanki to polski fast food, który powstał w okresie PRL-u? A czy wiecie, że jest w Wiedniu miejsce, w którym można kupić świeże, polskie zapiekanki? Postarały się o to dwie Polki mieszkające w Wiedniu: pani Bożena i pani Anna.

 

Nasza rozmowa przed Soft Rock Cafe w 12. dzielnicy Wiednia była przerywana co chwilę. – Ich komme gleich – mówiły panie na zmianę do podchodzących klientów. Udało nam się jednak zadać kilka pytań.

Skąd pomysł na robienie zapiekanek?
Bożena: – Na ten pomysł wpadłyśmy podczas naszego urlopu w Polsce, który spędziłyśmy na Podkarpaciu. Pojechałyśmy tam we trzy: ja, Ania i moja siostra. Pewnego wieczoru, gdy nie miałyśmy co robić, zapytałam: „Dziewczyny, idziemy na zapiekanki?” Zjadłyśmy pyszne zapiekanki, potem usiadłyśmy sobie na ławeczce i pomyślałyśmy, że szkoda, że takich zapiekanek nie ma w Austrii! A może by tak ściągnąć dobre polskie zapiekanki do Wiednia? Lokal przecież mamy, co prawda jest lockdown, a przecież mamy okienko do sprzedaży na wynos.
I tak to się zaczęło. Od połowy lutego 2021 r. robimy i sprzedajemy polskie zapiekanki. Oferujemy tradycyjne zapiekanki, czyli z pieczarkami, bo właśnie one są najbardziej popularne. Dostosowujemy się do klienta i jak przyjdą dzieci, to na życzenie robimy zapiekanki np. z salami, z szynką, z serem.

Czy sprzedajecie tylko zapiekanki?
Anna: – Oprócz zapiekanek mamy też sękacze. Równolegle zaczęłyśmy je robić z zapiekankami, żeby bardziej urozmaicić naszą ofertę. Proponujemy je głównie w zimie, bo pasują idealnie do ciepłego winka. Na reklamie mamy napisane po polsku: „Zapiekanki”, a po niemiecku „Belegte Baguette”. Sękacze to tzw. Baumkuchen, w dosłownym tłumaczeniu z niemieckiego – ciasto nawijane na drzewie – a dokładniej mówiąc, na wałki drewniane. Sękacze, mimo że w odróżnieniu od zapiekanek są w Wiedniu znane, to również cieszą się u nas dużym powodzeniem, zapewne dlatego, że robimy je według naszego oryginalnego przepisu.

Jak opracowałyście ten przepis?
Bożena: – Gdy zamówiłyśmy specjalne drewniane wałki, na które nakręca się ciasto na sękacze oraz piecyk do ich opiekania, to razem z tymi urządzeniami dostarczono nam gotowe ciasto i przepis, jak je robić. Ale to ciasto nam w ogóle nie smakowało. Postanowiłyśmy zrobić je lepiej. Zamknęłyśmy się na trzy dni w lokalu i zaczęłyśmy opracowywać nasz własny przepis. I tak on powstał.
Najpierw więc robimy ciasto „po swojemu”, potem odstawiamy je na godzinę, żeby wyrosło. Następnie dzielimy je na porcje i nawijamy na drewniane wałki, na których jeszcze przez kilka minut „dochodzi”. A potem do piekarnika.
Anna: – Oferujemy dwa rodzaje sękaczy – na ostro, czyli z serem, bazylią i ziołami, dzięki czemu smak jest pikantny. A na słodko podajemy z cukrem, który po opieczeniu kołacza się krystalizuje. Jak się już opiecze, obtaczamy go dodatkowo wedle życzenia klienta, np. w cynamonie, w kakao, kokosie, migdałach, nutelli, orzechach, kolorowych cukiereczkach – jest dużo możliwości. Dzisiaj np. pani zamówiła sękacz z rodzynkami w środku, a na zewnątrz z serem. Powiedziała, że jest nauczycielką i chce pokazać go swoim uczniom. Sękacze na ostro częściej wybierają dorośli, a na słodko dzieci.
Wasz lokal nazywa się Soft Rock Cafe. Skąd ta nazwa?
Bożena: – Żeby nasi goście czuli się szczególnie dobrze, postanowiłyśmy, że będziemy oferować im dobrą muzykę na żywo, dlatego Rock. Jednak ulica Meidlinger Haupstrasse róg Bonygasse, gdzie znajduje się nasz lokal, to pasaż handlowy dla pieszych i nie może być głośnej muzyki, dlatego jest Soft, czyli łagodnie. Gościliśmy wielu muzyków grających na gitarach, często z Irlandii. Dlatego też mamy duży wybór whisky i piw, w tym wiele irlandzkich. Są to piwa lane, ale mamy też czeskie, austriackie i polskie, jak Żywiec czy Tyskie.

Jak przetrwałyście lockdown?
Anna: – Miałyśmy zamknięty lokal do połowy lutego. Nie chciałyśmy otwierać wcześniej, bo sprzedaż nawet na wynos była ograniczona, nie można było oferować np. grzańca. Ponadto obawiałyśmy się też o siebie i naszych najbliższych, mamy rodziny i dzieci. Cały czas przychodzą klienci, są maski, jest odstęp, ale nie chciałyśmy ryzykować. Finansowo było ciężko, mamy duże koszty, bo czynsz jest wysoki, nie mówiąc o całej reszcie. Na szczęście nie wydawałyśmy wszystkiego, co zarabiałyśmy, i to, co miałyśmy odłożone, poszło na utrzymanie lokalu, gdy był zamknięty.
Będziecie oferować też inne kulinarne produkty popularne w Polsce?
Bożena: – Na razie nie myślimy o tym. Jeżeli tak się stanie, to raczej spontanicznie, bo doskonale się rozumiemy. Przyjaźnimy się od wielu lat. 20 lat temu w Sylwestra, siedząc przy szampanie, powiedziałyśmy sobie, że przyjdzie kiedyś taki czas, że otworzymy własną kawiarnię. I trzy lata temu tak się stało. Dojrzałyśmy do tego i gdy zwolnił się lokal przy uczęszczanej, handlowej ulicy, wynajęłyśmy go. Lokal był całkowicie pusty, nie było nawet jednego krzesła. Musiałyśmy też odmalować ściany. Gdy przyszedł malarz, zapytałam, jaki kolor by zaproponował, wtedy on na mnie popatrzył i powiedział, że najlepszy jest kolor kasztanowy, dokładnie taki, jak kolor moich włosów.

A jak reagują Austriacy na zapiekanki?
Anna: – Mamy klientów różnych narodowości. Wśród tych stałych klientów 80 procent to Austriacy. Ale dzięki zapiekankom odwiedza nas teraz wielu Polaków, i to z całego Wiednia. Poznałyśmy w ten sposób dużo wspaniałych ludzi. Nie zdawałyśmy sobie sprawy, że jest tu aż tak wielu rodaków. Pochłaniały nas cały czas praca, dom, rodzina, dzieci, nie miałyśmy więc wielu prywatnych kontaktów z rodakami. Teraz Polacy przyjeżdżają do nas nawet spoza Wiednia, ostatnio była rodzina z Dolnej Austrii. Jeżeli chodzi o kupno większej liczby zapiekanek, to lepiej nas dzień wcześniej uprzedzić, bo na każdy dzień przygotowujemy świeże ciasto i farsz. Same wszystko kroimy, bez maszyn, nie idziemy na ilość, tylko na jakość. Otwarte mamy od godz. 11.00. Do zapiekanek mam sentyment, pamiętam je ze studenckich czasów. Robiłam je jeszcze w Polsce w domu, ale nigdy nie przypuszczałam, że będę je robiła zawodowo.
Bożena: – Zanim otworzyłyśmy lokal, nie miałyśmy zawodowego doświadczenia kulinarnego. Okazało się, że nie było to konieczne, przede wszystkim włożyłyśmy w to dużo serca. I to jest według nas najlepsza recepta, dzięki której wszystko się udało.

Patrycja Brzoza, Polonika nr 284, maj/czerwiec 2021

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…