Muzeum w mieszkaniu
Janusz Sadowski – pasjonat historii i kolekcjoner odznaczeń wojskowych – stworzył wyjątkowe miejsce w swoim mieszkaniu. Atmosfera tego wnętrza przypomina muzeum, a każdy eksponat opowiada własną historię.
Już od progu czuć tu subtelny klimat przeszłości – wojskowej, dumnej, pełnej honoru. Pan Janusz w piękny sposób łączy pasję kolekcjonerską z miłością do historii Polski. Na ścianach i w gablotach znajduje się wyjątkowa kolekcja odznaczeń, medali, orderów, proporców i innych pamiątek, z których każda ma swoje miejsce i swoją opowieść.

Kiedy zaczęła się Pana pasja? Czy tak duża kolekcja to efekt pracy jednego pokolenia?
– Moja kolekcja ma swój początek w Polsce. Miałem wtedy 25 lat. Zacząłem od dwóch odznak, które urzekły mnie wykonaniem i kolorystyką. Nie spodziewałem się, że kolekcja tak się rozrośnie. Dziś brakuje mi tylko ośmiu sztuk – gdyby udało mi się je zdobyć, miałbym pełną kolekcję odznaczeń, jakie wydano w polskim wojsku. Do każdej odznaki mam książkę opisującą jej historię i pułk. W moim zbiorze są też proporczyki pułkowe, choć tylko powojenne.
Czy wszystkie odznaczenia są oryginalne?
– Tak, wszystkie, które pan tu widzi, to oryginały sprzed wojny. Ich autentyczność potwierdzają numery na nakrętkach z tyłu. Tylko cztery sztuki nie są oryginalne – wybito je już po wojnie.
Posiada Pan? Jaka była pierwsza odznaka w kolekcji odznaczeń?
– Pierwszą była odznaka 23. Pułku Piechoty – zachwyciła mnie swoim wykonaniem.

Jak udało się Panu powiększyć kolekcję?
– Znajomi często obdarowywali mnie odznakami przy różnych okazjach. Niektóre musiałem kupić, inne – wyprosić. Jedną udało mi się zdobyć nawet w Wiedniu. Dwie kolejne – w Anglii. Reszta pochodzi z Polski.
Czy utrzymuje Pan kontakty z innymi kolekcjonerami?
– Tak, i to bardzo dobre. Te relacje są nie tylko kolekcjonerskie, ale też przyjacielskie. Nasze żony również się znają – spotykamy się towarzysko, na kawie czy grillu. Dwóch kolekcjonerów mieszka tu, w Wiedniu. Wspieramy się wzajemnie, wymieniamy zdublowane egzemplarze, pomagamy sobie w kompletowaniu zbiorów.

Ile sztuk liczy Pana kolekcja?
– 154 sztuki. To odznaczenia piechoty, wojsk pancernych i ułanów – „malowanych dzieci”. Jestem dumny z tego zbioru. Gdy na niego patrzę, czuję szczęście. Nigdy nie chciałbym go sprzedać ani się go pozbyć. Ale wiem, że przyjdzie taki moment, kiedy będę musiał komuś go przekazać. Mam dwie siostry, ale one się tym nie interesują. Poza nimi są tylko moi najwierniejsi towarzysze – kot i pies. Kolekcja raczej trafi do muzeum – nie wiem jeszcze, czy w Wiedniu, czy w Polsce.
Czy wypożyczał Pan kiedyś swoją kolekcję?
– Tak, kilka razy była wypożyczana do szkół i uczestniczyła w lekcjach historii.
Poszerzanie zbioru na pewno nie było łatwe.
– To kosztowało mnie wiele starań i… podchodów. Nie chodzi nawet o pieniądze. Pamiętam, jak jedną odznakę długo wypraszałem – zakolegowałem się z właścicielem i w końcu dostałem ją w prezencie.
Zapewne nie ma wielu takich kolekcji jak Pańska?
– To prawda. W Polsce są tylko trzy, może cztery zbiory tego typu. Jest też jeden kolekcjoner w Poznaniu, który posiada pełny zbiór.
Czy wśród Pana eksponatów jest coś szczególnie unikatowego?
– Wszystkie są dla mnie wyjątkowe. Ale jedna sztuka wyróżnia się szczególnie – wojenny wariant Orderu Orła Białego. Praktycznie nie do zdobycia.
Jak długo mieszka Pan w Wiedniu?
– Po raz pierwszy przyjechałem tutaj w 1988 roku. Zawsze chciałem zobaczyć coś więcej. W 1991 roku przyjechałem na stałe – zatrzymałem się u znajomych. Znalazłem pracę jako dekarz i pracowałem w jednej firmie aż do emerytury. Nawet w pracy udało mi się zdobyć trzy odznaczenia, gdyż jeden z rodziców właściciela firmy służył w niemieckiej armii w Polsce. Te odznaczenia odkupiłem. Zdarzało się, że podczas pracy na strychach znajdowałem coś ciekawego. Oczywiście robiłem wszystko, by wejść w posiadanie tych przedmiotów.

Czy któryś z egzemplarzy ma dla Pana szczególną wartość emocjonalną?
– Tak, jeden z nich należał do mojego ojca, por. Antoniego Sadowskiego z 23. Pułku Piechoty, późniejszego oficera AK. Bardzo cenię również odznaczenie 5. Batalionu Strzelców Karpackich oraz medal spod Monte Cassino – tylko 150 żołnierzy przeżyło zdobycie klasztoru.
Skoro do pełnej kolekcji brakuje już niewiele, to co dalej?
– Jak Pan widzi, moje małe mieszkanko przypomina muzeum. Zacząłem też zbierać miniaturki odznaczeń. Mam bogaty księgozbiór, trochę obrazów. Pasja kolekcjonerstwa chyba nigdy się nie skończy.
Rozmawiał Krzysztof Korbiel, Polonika nr 309, lipiec/sierpień 2025.