Jestem z Polski

– Wszystkich pacjentów zaskakuje to, że jestem Polakiem, mówię po polsku, jestem takim swoim człowiekiem. Niektórzy mówią: „O, czytałem o Tobie w austriackiej gazecie, ale nigdy nie przypuszczałem, bo Paul Pointinger brzmi austriacko”. Dla mnie fajnie jest być z Polakami, bo wspólnie czujemy tego przysłowiowego bluesa – mówi dr Paul Pointinger, specjalista ds. chirurgii plastycznej, prowadzący gabinety lekarskie w Wiedniu i Salzburgu.

 

Jaki koleje losu przywiodły Pana do Austrii?
– Wyjechałem z Polski 12 grudnia 1981 r., a więc dosłownie dzień przed stanem wojennym. Naturalnie nie przypuszczałem, że coś takiego się wydarzy. Pojechałem z moją narzeczoną na dwa tygodnie do Frankfurtu. Plan był taki, że we Frankfurcie kupimy auto i wrócimy na święta Bożego Narodzenia do Polski. Tam mieliśmy spotkać się z jej mamą, która pracowała w Nigerii jako architekt dla polskiej firmy Polservice. Miała pomóc nam kupić samochód. Zastał nas stan wojenny, z którego do końca nie zdawaliśmy sobie sprawy, jednak wiedzieliśmy, że lepiej jest teraz nie wracać. Zamiast auta kupiliśmy trzy żółwie i kilka drobiazgów, jak to dzieci w wieku 18, 19 lat. Jeden z tych żółwi nazywa się Fulvio i żyje do dzisiaj w Wiedniu.
Mieliśmy nadzieję, że wrócimy do Polski, a wylądowaliśmy w Afryce i od tego czasu nie widziałem Polski przez sześć lat. Święta Bożego Narodzenia w Polsce przesunęły się więc dla mnie w czasie.

Dlaczego po sześciu latach odważył się Pan przyjechać do kraju?
Dopóki nie miałem austriackiego obywatelstwa, nie chciałem do Polski jeździć, bo bałem się, że wezmą mnie do wojska, a ponadto spotkają mnie jakieś szykany. Nie mogąc powrócić do kraju, pojechaliśmy do Nigerii, gdzie u mojej przyszłej teściowej spędziliśmy pół roku. Zastanawialiśmy się nad podjęciem gdzieś studiów. Początkowo myśleliśmy o Ameryce, bo do Nowego Jorku wyemigrował wcześniej mój ojciec. Studia w Ameryce były jednak drogie, kłopotliwe, z daleka od Polski, więc zaczęliśmy szukać miejsca w Europie i wymyśliliśmy, że podejmiemy studia w Belgii, bo tam mieliśmy znajomych. Udaliśmy się więc do przedstawicielstwa Belgii w Lagos, ówczesnej stolicy Nigerii. W budynku, w którym mieściły się biura różnych państw, akurat wysiadł prąd i nie działała winda, więc poszliśmy schodami i niechcący trafiliśmy na piętro niżej.
Zapukaliśmy do drzwi i weszliśmy, myśląc, że jest to przedstawicielstwo belgijskie, a okazało się… austriackie. W pokoju siedział człowiek z nogą w gipsie i zapytał, kogo szukamy. Powiedział się, że jest Austriakiem, właśnie był na nartach w Vorarlbergu i złamał nogę. Sytuacja była dosyć dziwna – czterdzieści stopni na zewnątrz, a on ze świeżym gipsem, bo właśnie wrócił z nart. Powiedział: Co będziecie robić w Belgii, tam nie ma gór, tam się na nartach nie jeździ, przyjedźcie do Austrii.
W sumie było nam wszystko jedno, czy będziemy się uczyć francuskiego, czy niemieckiego. W ten sposób 4 lipca 1982 roku wylądowaliśmy w Wiedniu. To była niedziela, a już w poniedziałek o godz. 9.00 zaczęliśmy naukę języka w IKI Vienna Sprachschule Internationales Kulturinstitut, bo ani słowa nie mówiliśmy po niemiecku. Nauczycielka poinformowała nas o obecności jeszcze jednego Polaka. Był nim Roman Frankl, którego później osobiście poznałem i którego podziwiam za występy w wiedeńskim kabarecie Simpl.

To w Austrii ukończył Pan studia.
– We Wrocławiu skończyłem liceum o profilu matematyczno-fizyczno-chemicznym. Mieliśmy w Polsce tak wymagających nauczycieli, że studia w Austrii były da mnie bardzo łatwe. Jeszcze w kraju zdawałem na medycynę w moim rodzinnym mieście – Wrocławiu. Z uwagi na natłok chętnych, przyjmowali od 47 punktów, a ja zdobyłem 46. Zabrakło mi jednego punktu.
W 1991 r. skończyłem w Wiedniu studia w normalnym czasie i po rozpoczęciu pracy jako lekarz zrobiłem specjalizację z chirurgii ogólnej. W trakcie tej specjalizacji przebywa się na różnych oddziałach i tak udało mi się trafić na chirurgię plastyczną, gdzie podobnie jak na chirurgii ogólnej nie musiałem błagać o przyjęcie na specjalizację i czekać całymi latami. Po prostu – jak stale mówię – byłem w czepku urodzony.
Mój szef chirurgii ogólnej i następnie szefowa chirurgii plastycznej zareagowali tak samo na mój entuzjazm, wyrażony w stwierdzeniu, że mógłbym to robić przez całe życie. Od razu powiedzieli, że bardzo by się cieszyli, gdybym przyłączył do ich zespołu. Było to dla mnie o tyle zaskakujące, że na obie te specjalizacje było bardzo trudno się dostać, z powodu wielu chętnych. Po zrobieniu specjalizacji z chirurgii plastycznej ma się dwie możliwości: zostać w szpitalu lub otworzyć własny gabinet. Druga możliwość wiąże się z ryzykiem, ponieważ nie ma gwarancji, że przyjdą pacjenci. Ja jednak wybrałem tę drugą możliwość i na szczęście mi się udało.
Praca jako chirurg plastyczny sprawia mi bardzo dużą satysfakcję. Gdy dzwonię do pacjenta, którego operowałem trzy dni temu, i pytam, jak się czuje, to słyszę słowa: „Super, nie spodziewałem się, że w ogóle nie będzie bolało”.

Ale przecież cięcia podczas operacji bolą.
– Wszystko zależy od znieczulenia. Sam od ponad 20 lat współpracuję z anestezjologiem, który doskonale dozuje narkozę. Przy dobrym znieczuleniu lokalnym i lekkiej tzw. sedoanalgezji możemy z pacjentem w trakcie operacji luźno rozmawiać, a po operacji pacjent jedzie do domu. Większość lekarzy nie może sobie wyobrazić, że jest to możliwe. Ja też nie mogłem sobie tego wyobrazić. Jednak w Karyntii zaobserwowałem pracę pewnego plastycznego chirurga z Argentyny i zobaczyłem, że do taksówki wsiadają pacjenci, którzy kilka godzin wcześniej poddali się operacji na plastykę brzucha. To był dla mnie szok, ponieważ w szpitalu taki pacjent pozostaje po operacji kilka dni. Narkoza musi być podana optymalnie.

Z jakimi sprawami pacjentki i pacjenci przychodzą do Pana najczęściej?
– Obok zastrzyków z botoksu i kwasu hialuronowego najczęstsze operacje to korekty piersi. Powiększanie piersi trwa u mnie około 30 minut i po godzinie pacjentki mogą opuścić klinikę, jakby nic nie było. Inne częste chirurgiczne zabiegi to odsysanie tłuszczu, korekta powiek lub facelift, jak również wszystkie operacje, na które pacjenci się decydują przez to, że czas nas nie oszczędza lub np. z racji utraty wagi pojawia się nadmiar skóry.
Wykonuję wiele abodominoplastyk, korekt ramion albo też ud. W tym celu posługuję się zmodyfikowaną przeze mnie metodą Avelar. Polega to na tym, że przez celowe i dokładne znieczulenie lokalne udaje mi się podać optymalną dawkę narkozy i tym samym pozwolić pacjentom na szybką rekonwalescencję.

Na czym polegają operacje łączone?
– To jest bardzo dobry pomysł, który z powodzeniem realizuję. Na przykład wiele osób, które schudły, ma problem nie tylko z brzuchem, ale z rękami, nogami, z twarzą, ogólnie z nadmiarem skóry. Poprawiam wtedy np. brzuch i ramiona. W ten sposób wszystko, co jest możliwe, robimy za jednym razem i zaoszczędzamy na czasie rekonwalescencji.

Jest opinia, że urody nie powinno się poprawiać.
– Niektórzy uznają, że chcą się tzw. godnie zestarzeć. Jeżeli jednak tacy ludzie zdecydują się na zabieg, są po nim ogromnie zaskoczeni, gdy widzą siebie wcześniej na zdjęciu sprzed i po zabiegu. Doceniają to, że wyglądają znacznie lepiej, chociaż wcale nie są zmienieni. Istotne jest, aby poprawić coś, ale nie zmienić. Dla mnie ważne jest, żeby ludzie wyglądali naturalnie. Najczęściej jednak ludzie są odpowiedzialni i nie muszę ich hamować.

Nie zawsze jednak pacjentom chodzi o estetykę, są zapewne też tacy, którzy ze względów zdrowotnych poddają się zabiegom plastycznym.
– Mam dużo takich pacjentów. Nadwaga jest znakiem naszej cywilizacji. Stajemy się coraz grubsi, stąd rozwój takiej dziedziny medycyny jak bariatria – leczenie otyłości, w tym metodami chirurgicznymi jak np. pomniejszenie żołądka czy założenie bajpasów. Po takim zabiegu pacjenci potrafią schudnąć 100 kilo. Pozostaje potem nadmiar skóry, którego nie można się pozbyć i jedynym sposobem jest chirurgiczne jej usunięcie. Jeśli pacjenci po tym zabiegu nie mogą od razu pójść do domu, to pozostają najczęściej jedną noc w szpitalu.
Gdy pokazuję zdjęcia takich pacjentów, inni nie mogą uwierzyć, że jest to w ogóle możliwe po tak krótkim pobycie w szpitalu lub że mogę taki zabieg wykonać nawet w warunkach ambulatoryjnych. Według mnie jest to jednak przyszłość medycyny i coraz więcej zabiegów chirurgicznych będzie wykonywanych w nawiązaniu do rozpropagowanego w 90. latach ubiegłego stulecia w chirurgii ogólnej sloganu: „fast track surgery”.
Przeprowadzam też zabiegi z chirurgii rekonstrukcyjnej, np. po raku piersi, gdy pierś jest usunięta i należy przywrócić poprzedni jej wygląd, czy też po wypadkach.

Ma Pan obecnie jakieś związki z Polską?
– Moja córka mieszka teraz w Krakowie, jest lekarzem rodzinnym. W sumie wszystkie moje dzieci chciały zostać lekarzami, jednak jeden z moich synów został informatykiem, a drugi fizjoterapeutą. Bywam w Polsce, lubię jeździć w Góry Sowie, a ostatnio byłem w Krakowie. No i mam kontakt z pacjentami z Polski. W sumie jestem cały czas w kontakcie ze wszystkimi moimi pacjentami, np. na WhatsApp. Staram się bowiem być przystępny dla pacjenta, być dla niego bezpośredni. Ludzie w Austrii mają duże poczucie respektu, czego wyrazem jest np. tytułowanie: panie profesorze, panie doktorze, w odróżnieniu np. od Stanów czy krajów skandynawskich, gdzie jest się na ty. Ja najwyraźniej wolę to drugie podejście. Dla mnie znacznie przyjemniejszy jest bezpośredni kontakt, szczególnie z polskimi pacjentami, bo jestem jednym z nich i wiele nas łączy. Polacy często nie wiedzą, że jestem z Polski, a dla mnie fajnie jest być z Polakami, bo wspólnie czujemy tego przysłowiowego bluesa.

Rozmawiał Sławomir Iwanowski, Polonika nr 294, styczeń/luty 2023

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…