Zosia z zapałkami

Włosy miała długie i jasne. Oczy niebieskie, szeroko otwarte, ciekawe świata. Promieniowała blaskiem.

 

Nieskazitelna uroda była jedyną rzeczą, której jej dzieci zazdrościły. W trosce o jej bezpieczeństwo i spokój opuściłyśmy nasz dom, w którym rękoczyny i pijaństwo jej ojca były na porządku dziennym. Schronienie dała nam moja babcia, starsza i schorowana kobieta. Zajęłyśmy jeden mały, ale przytulny pokój. Przez pierwsze tygodnie upajałyśmy się swobodą i ciszą, która nas otaczała: żadnych krzyków, awantur i dźwięków tłuczonego szkła. Zaczęłam snuć plany na przyszłość. Każdy dzień spędzałam nad ogłoszeniami prasowymi w nadziei, że znajdę pracę. Jeździłam pod wskazane adresy, telefonowałam z pobliskiej poczty. Nie było łatwo. Większość rozmów miała podobny przebieg:
- Jakie ma pani wykształcenie? - pytano.
- Średnie
- Gdzie pani ostatnio pracowała?
- Prowadziłam dom - odpowiadałam mając wrażenie, że wyznaję coś złego.
- Przykro nam - bezradnie rozkładali ręce.
Sytuacja wyglądała beznadziejnie, ale nie rezygnowałam. Na razie musiałam zadowolić się zasiłkiem z Opieki Społecznej, złożyłam też wniosek o przyznanie alimentów. Pieniądze wystarczały jednak tylko na bardzo skromne wyżywienie. Zosia po etapie zachłyśnięcia się beztroską, zaczęła pragnąć czegoś więcej.
- Mam dziurę w rajstopach - oświadczyła, gdy odbierałam ją ze szkoły
- Nie martw się - powiedziałam - Zaszyjemy, jak tylko wrócimy do domu
- Nie chcę, abyś mi zaszywała - rzekła naburmuszona.
- Dlaczego kochanie? - zdziwiłam się
- Wyrzuć je - powiedziała ze złością - I kup mi nowe!
- Nie mam pieniążków na nowe - próbowałam jej to jakoś wyjaśnić.
- Zawsze tak mówisz... - wyrwała dłoń z mojej dłoni i do samego domu maszerowała kilka kroków przede mną, obrażona na cały świat.
- Jedz - rzekłam, patrząc na Zosię.
Od dłuższego czasu bawiła się łyżką.
- Nie lubię tej zupy - odpowiedziała niegrzecznie moja córka.
- Masz zjeść tę zupę - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Wzbierała we mnie złość. To jedyny ciepły posiłek, jaki miałam, a ona grymasiła. Spojrzałam na nią ponownie. Nabrała zupę łyżką, z grymasem niechęci na twarzy i wlała z powrotem do talerza!
- Masz natychmiast zjeść tę zupę! - usłyszałam swój krzyk.
Nawet nie wiem, kiedy złapałam Zosię za ramię i mocno nią potrząsnęłam.
- Natychmiast! - znów krzyknęłam.
Zobaczyłam w jej oczach strach i łzy. Wstałam i wyszłam z pokoju. Było mi okropnie przykro. Żal wypełnił moje serce, chciało mi się płakać. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do niej. Siedziała skulona, bezgłośnie łkając. Przytuliłam ją mocno.
- Przepraszam kochanie - szepnęłam. - To się już więcej nie powtórzy - obiecałam.
Wybuchła głośnym płaczem. Wyrzuciła z siebie swój smutek, gdy przestała, powiedziałam:
- Jeśli zjesz choć trochę, przeczytam ci bajkę.
Odwróciłam twarz w drugą stronę. Wiedziałam, że powinnam już dać spokój, ale nie potrafiłam. Źle się czułam, próbując ją przekupić, jeszcze gorzej krzycząc.
Czytałam jej wieczorami, przed zaśnięciem. Zawsze to były ,,Baśnie” Andersena - książka, którą zabrałam ze swojego rodzinnego domu. Innej nie miałyśmy. Mała nocna lampka rozpraszała delikatne światło. W pokoju panował półmrok, wypełniały go słowa baśni. Przenosiły nas w odległy świat. Oczyma wyobraźni widziałyśmy inne miejsca, krajobrazy, innych ludzi. Łączyło nas jedno: ich losy były równie smutne, jak nasze życie. Jednak w tych chwilach, gdy siedziałyśmy obok siebie, wpatrzone w pożółkłe stronice, opatulone kołdrą tak, aby ciepło naszych ciał nie wydostało się na zewnątrz, czułyśmy magiczną bliskość. Zosia szczególnie upodobała sobie baśń o dziewczynce z zapałkami. Zakończenie bardzo ją wzruszało. Za każdym razem musiałam wycierać łzy spływające po jej policzkach.
- Zosiu, to tylko bajka - próbowałam ją pocieszyć - Masz już siedem lat. Jesteś dużą dziewczynką. Musisz wiedzieć, że bajki to wymyślone historie.
- To znaczy, że tak naprawdę ona by nie umarła? - dopytywała z nadzieją w głosie.
- Myślę, że jest wielu dobrych ludzi, którzy kupiliby od niej zapałki - odpowiedziałam zastanawiając się, czy rzeczywiście tak uważam.
- Przed zaśnięciem będę sobie o niej myśleć - rzekła sennie - O tym , jak zarabia dużo pieniążków, jak .... - jej słowa stawały się coraz bardziej ciche, rozmazane.
Po chwili usłyszałam jej regularny oddech. Pachniała mydłem dziecięcym i sennymi marzeniami.
Odebrałam Zosię ze szkoły, jak zwykle. Była naburmuszona. Przez całą drogę ze szkoły do domu nie powiedziała ani słowa. Moje pytania kwitowała wzruszeniem ramion. Dopiero późnym popołudniem zapytała:
- Co to znaczy ,,klepać biedę’’?
- To znaczy, że ktoś jest biedny - wyjaśniłam pełna złych przeczuć.
- To dlaczego my nie możemy być bogaci? - rozpłakała się
Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Przytuliłam ją mocno do siebie.
- Dziewczynki w klasie powiedziały - zdecydowała się w końcu uchylić rąbka tajemnicy - że nie będą się ze mną bawić, bo ja nic nie mam, żadnych swoich zabawek i one wciąż muszą mi pożyczać - pociągnęła nosem. - Potem odpychały mnie, a Iza powiedziała, żebym poszła dalej klepać biedę i bardzo się śmiała - łzy kapały jej ciurkiem, a cieniutki głos drżał.
Gładziłam rozpaloną główkę, ocierałam łzy i tuliłam Zosię mocniej i mocniej. Tak bardzo krwawiło moje serce. Bolała też bezradność. Bo cóż ja mogłam jej ofiarować, oprócz matczynej miłości, głębokiej i bezkresnej jak ocean. Siedziałam tak, dławiąc się swoją biedotą i ubóstwem. Czułam złość do wszystkich matek, które pozwalały zabierać dzieciom zabawki do szkoły. Potem przemawiał we mnie rozsądek:” Też byś pozwalała Zosi schować lalkę do tornistra, gdyby ją miała’’. Myślałam o tym, jak znieść to wszystko. Jak Zosi pomóc to wytrzymać? Jak zapewnić jej lepsze życie? Miałam świadomość, że sama miłość nie wystarczy, nie zaspokoi nawet głodu.
- Mamo - z zamyślenia wyrwał mnie głos córki - Poczytasz mi ?
- Tak - odparłam.
- ,,Dziewczynkę z zapałkami’’?
Przytaknęła, zanim jednak otworzyłam książkę zapytałam:
- Czym tak chętnie bawią się twoje koleżanki?
- Lalkami Barbie. Są takie różne. Jedna w stroju sportowym, a inna w sukni wieczorowej. Jest też panna młoda - opisywała je z rozmarzonym wzrokiem.
Nazajutrz rano Zosia skarżyła się na ból brzucha. Podejrzewałam, że to małe oszustwo z jej strony. Na wszelki wypadek zmierzyłam jednak temperaturę. Była w normie.
- Zosiu, boli cię brzuszek, czy po prostu nie chcesz iść do szkoły? - zapytałam.
Spojrzała na mnie badawczo, jakby chciała wyczytać z moich oczu co uczynię, jeśli powie prawdę.
- Nie chcę iść do szkoły - odparła. - Ale brzuszek też mnie boli - dodała asekuracyjnie.
- Wiem, że jest ci przykro, gdy dzieci dokuczają, ale musisz chodzić do szkoły - powiedziałam zdecydowanie, podeszłam do łóżka, przykucnęłam obok. - To nie twoja wina, że jesteśmy biedne. Nie musisz się tego wstydzić. Gorzej jest mieć pieniążki zarobione nieuczciwie lub kradzione - dodałam pospiesznie widząc, że moje wyjaśnienia są dla niej niejasne.
Kiwała potakująco główką, robiąc przy tym poważną minkę, ale miałam wrażenie, że wolałaby posiadać zabawki kupione za kradzione pieniądze niż nie mieć ich w ogóle. Dla siedmiolatka liczy się mieć albo nie mieć. Reszta jest abstrakcją. Sama zresztą nie wiedziałam, jakbym zareagowała, dostając propozycję zarobienia pieniędzy w sposób nielegalny. Gdybym nie musiała nikogo zamordować, pewnie bym ją przyjęła. Dla Zosi! Powstrzymać mógłby mnie jedynie brak odwagi, albo jak kto woli: tchórzostwo i strach, że jak mnie złapią to pójdę do więzienia, a Zosia zostanie sama. Uczciwość? To dobre dla bogatych. Im łatwiej sobie na nią pozwolić. Bieda często nie pozostawia wyborów. Moje własne myśli mnie przerażały. Nie miałam jednak na nie wpływu.
- Wiesz, obiecuję, że zrobię wszystko, aby znaleźć sposób na zarobienie pieniędzy - usłyszałam swój głos. - Będę szukać pracy tak długo, póki nie znajdę. A za pierwsze zarobione pieniążki kupię ci lalkę Barbie.
Słowa, które powiedziałam, były dla Zosi zaczarowane. Nie zaczęła skakać z radości po łóżku, ani też nie rzuciła mi się na szyję. Patrzyła przed siebie w przestrzeń, twarz jej wysubtelniała i pojawił się na niej leciutki uśmiech. Wzrok miała nieobecny. Czułam, że w swojej wyobraźni bawiła się już lalką, dotykała ją rękoma, przebierała w różne ubranka. Była szczęśliwa. Moja córka była szczęśliwa! Po raz pierwszy od bardzo dawna! Na ten krótki moment opuściły ją wszystkie troski. Duszę miała lekką jak piórko. Za to by móc zatrzymać tę chwilę, powtórzyć ją, bez wahania obrabowałabym bank, gdybym tylko potrafiła....Zrobiłabym prawie wszystko.
- Pomogę ci - zaszczebiotała - zarobić te pieniążki - dodała i powróciła w świat swoich fantazji.
Pozwoliłam jednak zostać jej w domu. Nie miałam sumienia odbierać jej marzeń i rzucić w brutalną rzeczywistość. Tym bardziej, że ja z tym dniem również wiązałam pewne nadzieje. Po tygodniach spędzonych nad ogłoszeniami prasowymi, umówiona byłam w końcu na spotkanie. Jakaś rodzina potrzebowała kogoś do prowadzenia domu i opieki nad dzieckiem; pięć dni w tygodniu przez osiem godzin dziennie. Zosia zostawałaby po lekcjach w świetlicy. Nie chciałam zbyt wiele obiecywać sobie po tym, gdyż bałam się rozczarowania. Wychodząc zostawiłam Zosi wskazówki, co może robić, a czego nie podczas mojej nieobecności. Na spotkanie dojechałam punktualnie.
- Miałam mieć dziś wolny dzień - oznajmiła młoda kobieta, wpuszczając mnie do środka.
- Niestety zadzwonili z pracy i muszę jechać - uśmiechnęła się. - Zacznie pani od zaraz. Jeśli się pani sprawdzi, dostanie pani tę pracę - krzątała się pospiesznie. - Tutaj jest lista pani obowiązków - podała mi kartkę - na szczęście spisałam wczoraj wieczorem... Michaś jest u siebie w pokoju. Ogląda bajki na wideo - mówiła chaotycznie, zakładając płaszcz. - Michał - krzyknęła w stronę schodów – przyszła do ciebie nowa pani!
Gdy wyszła, poszłam na górę. Michał początkowo naburmuszony, okazał się miłym pięciolatkiem i szybko doszliśmy do porozumienia. Pomógł mi nawet w przygotowaniu obiadu, ubijając z pasją mięso drewnianym tłuczkiem, a ja patrząc na to mięso myślałam o Zosi i walczyłam z pokusą, aby nie schować choć jednego kawałka do torby. Czułam też wewnętrzny niepokój: ,, Co robi moje dziecko? Przecież już tak długo mnie nie ma’’ - myślałam. Na szczęście mama Michała nie spóźniła się. Dostałam tę pracę i zaliczkę. Miałam wrażenie, że niezręcznie jej było w związku z sytuacją, w której mnie rano postawiła. Uradowana pędziłam do domu jak na skrzydłach. Pogoda była paskudna, ściemniło się i przycinał deszcz ze śniegiem. Wciąż denerwowałam się, jak sobie radzi Zosia, ale jedną rzecz musiałam jeszcze zrobić. Do hipermarketu wpadłam jak szalona, o mało nie łamiąc nóg na śliskich kaflach. Stoisko z zabawkami znajdowało się nieopodal wejścia. Z wypiekami na twarzy przyglądałam się miniaturkom idealnej kobiety z włosami blond. I nagle! Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Między regałami, na różowym stojaku z napisem PROMOCJA, stały w rzędach, ubrane w kwiaciaste bluzki i uśmiechały się do mnie. Podeszłam, drżącą ręką wzięłam jedną spośród wielu. Zapłaciłam i co sił w nogach biegłam do domu.
Wyłoniła mi się z ciemności jej postać. Była skulona z zimna, dreptała w miejscu, przestępując z nogi na nogę. W blasku latarni spostrzegłam, że w wyciągniętych przed siebie rączkach trzyma kilka pudełek zapałek. Jeszcze kilka kroków i już byłam przy niej.
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedziałam ze ściśniętym gardłem, obejmując ją czule.
- Ja tylko chciałam pomóc - wykrztusiła.
- Chodź - powiedziałam. - Zrobię ci gorącej herbaty.
Z torby wyjęłam Barbie w kwiaciastej bluzeczce. Włożyłam jej do zmarzniętych dłoni. W jej oczach ujrzałam łzy. Moja mała córeczka! Moja Zosia z zapałkami płakała ze szczęścia!

Beata Andrzejczuk, Polonika nr 95/96, gudzień2001/styczeń 2002

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…