Dziewczyno, dzwony ci biją!

Kiedy jedziemy do Polski, to nasze spotkania z rodziną i przyjaciółmi zawsze mają w sobie coś z bycia celebrytą przez kilka dni.

 

Wszyscy bliżsi i dalsi krewni oczekują w napięciu naszego przybycia, od tygodni ustalają dla nas atrakcje towarzysko-rodzinne z kulinarnymi efektami specjalnymi w tle. Właściwie można powiedzieć, że jesteśmy traktowani przez rodzinę jak Paris Hilton, która przyjeżdża na otwarcie jakiegoś centrum handlowego lub na promocję swoich nowych perfum.

 

Zanim jeszcze postawimy stopę na ojczystej ziemi, mamy już gotowy grafik spotkań, kolacji i imprez. Ustalanie kolejności wizyt u cioć, babć i stryjenek jest tak skomplikowane, że należałoby najpierw skończyć wyższe studia zarządzania zasobami ludzkimi, żeby wszystko jakoś ogarnąć i nikogo nie urazić. Jeżeli obiecaliśmy dziadkowi Staszkowi, że go odwiedzimy, a wujek Mietek dowie się, że – będąc w pobliżu – nie wpadliśmy do niego „na kawę-z-wiesz-czym", to jesteśmy skończeni. Jeżeli nie popiszemy się znajomością kodeksu dyplomatycznego i kuzynkę Anię odwiedzimy w poniedziałek, a do cioci Krysi trafimy na schabowego dopiero w środę, mogą nas czekać nieprzyjemności porównywalne z konfliktem na Bliskim Wschodzie. Znajomi ze szkoły i przyjaciele z dawnych lat równie mocno rywalizują o wypicie z nami kielicha, albo i dwóch. Każdy zaprasza, chce prezentować nową armaturę łazienkową, nowe meble ogrodowe albo nowe dziecko, a wszyscy wyciągają najcięższą artylerię argumentów z serii „no tak, żyjesz na TYM zachodzie, to i o starych znajomych zapominasz..."

No dobra, żeby nikogo nie urazić i żeby nie wyjść na arogancką „ciocię z Ameryki", rozciągamy czasoprzestrzeń i pędzimy od nalewki u wujka poprzez koniak u dziadka do wódki z przyjaciółmi, tymi od nowej łazienki. Prosto od nich, bez godziny snu i mycia twarzy, udajemy się w dalszą pielgrzymkę towarzyską do znajomych, którym się coś urodziło a potem, resztkami sił, trafiamy na imprezę u kuzyna, którego żona właśnie zdała egzamin na prawo jazdy i przez telefon zakomunikowała nam: „koniecznie musisz to z nami opić, no co, Z NAMI się nie napijesz?".

Oczywiście trudno narzekać na to, że wszyscy za nami tęsknią, czekają na nas jak na kometę Haleya i podtykają nam pod nos mięsiwa, bigosy i sałatki z majonezem. Każdy chce nas ugościć i podlać nas tak, jakby na emigracji nie było alkoholu i po wyjeździe z Polski czekała nas susza towarzyska i celibat alkoholowy. Bardzo to miłe, gdy wszyscy o nas walczą i chcą spędzać z nami czas, bo przecież nie musieliby tego robić. Nie narzekamy więc na okazujących nam atencję najbliższych i przez tych kilka dni jesteśmy głównymi bohaterami w filmie dokumentalnym „Żyć jak Paris Hilton" opowiadającym o tym, jak poradzić sobie z byciem w centrum mikrokosmosu rodzinnego.

Z gwiazdami, obojętnie jakiego formatu, jest tak, że po krótkim och i ach ze strony fanów nagle następuje niezdrowe zainteresowanie prywatnością delikwenta. Tak też jest z rodzinką w ojczyźnie. Jak już nas nakarmią, napoją, przytulą i pogłaszczą, nagle, po dwóch dniach z najwierniejszych fanów zmieniają się we wścibskich reporterów z prasy bulwarowej. Zaczyna się festiwal pytań, a każdy członek rodziny zachowuje się, jakby właśnie zdawał egzamin na nadinspektora komisji śledczej. Załóżmy, że obiektem zainteresowania jest tu emigrantka, lat 20 plus, stanu wolnego. Gra w „100 pytań do..." wygląda mniej więcej tak: A czemu ty jeszcze nie masz chłopaka? Nie ma tam u was żadnych wolnych facetów? Nikt cię nie chce? A może ty za bardzo wybredna jesteś? To pewnie ten twój trudny charakter. A może ci się życie singla spodobało? Rozpusta, egoizm i tyle, starą panną zostaniesz. Dziewczyno, dzwony ci biją, chłopa ci trzeba!

Załóżmy, że emigrantka ma chłopaka, rodzina powinna jej więc odpuścić. Niestety, dla wujków-inspektorów i ciotek-policjantek zawsze znajdzie się coś, co im nie gra: A czemu wy razem nie zamieszkacie? Jak to tak, na dwa mieszkania? Czemu się nie żenicie? Co to, kawaler się zdecydować nie może? Może on ma inną babę? Tak na kocią łapę będziecie żyli, w konkubinacie? Babcia przed śmiercią chce cię w bieli przed ołtarzem zobaczyć. Dziewczyno, dzwony ci biją, czas za mąż wychodzić. Dzwony!

A gdy emigrantka ma już męża, a babcia widziała ją w bieli? Jakieś pytanko przecież zawsze się znajdzie. Gdy zawiedzie wujo, zawsze można liczyć na najbliższe ciocie oraz wszelkiej maści sąsiadki i znajome znajomej: A czemu wy jeszcze dzieci nie macie? Co, boisz się o figurę? Tak sobie wolicie egoistycznie żyć tylko dla siebie? A może ty nie możesz? On nie może? No dziewczyno, dzwony ci biją, rodzić trzeba, rodzić!

A jeżeli się już ma dziecko, dadzą nam spokój i zajmą się swoimi obrączkami i macicami? Ależ skąd, wtedy się zaczyna seria pytań dla zaawansowanych: A czemu wy macie tylko jedno dziecko? Jedynaka chcecie wychowywać? Mały egoista wam urośnie, taka siostrzyczka by się przydała albo braciszek. Karierę wolisz robić? Praca ważniejsza od dzieci? Ja w twoim wieku już trójkę miałam. Dziewczyno, bierz się za drugie dziecko, bo wiesz, dzwony! Dzwony ci biją!

Oczywiście jest wiele pytań, które rodzina zadaje bez chwili zastanowienia i bez taktu. Rodzinie wolno wszystko, bo rodzina to jest świętość. Chcą nam dorzucić groszku do marchewki, bez pukania wejść do sypialni, sprawdzić kosz z brudną bielizną oraz rzucić okiem do karty szczepień? Proszę bardzo. Rodzinie nie zwraca się uwagi, że „to nie jest wasza sprawa" bo w odpowiedzi zawsze usłyszymy „No co ty taka jakaś dziwna jesteś? Przecież RODZINĄ JESTEŚMY!"

No cóż, musi być jakaś cena za kilkudniowe bycie Paris Hilton.

Magdalena Marszałkowska, Polonika nr 212, wrzesień 2012

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…