O skutkach końca świata

Wyobraźmy sobie jakby to było, gdyby planowany przez Majów na 21.12. 2012 koniec świata naprawdę nastąpił, a we wszechświecie pozostały tylko dwa kraje: Polska i Austria.

To oznacza, że na mapie byłaby wielka czarna dziura, a pośród niej: Polska i Austria. Polska przetrwałaby, ponieważ jak zwykle wstawiłaby się za nami Matka Boża, Austria zaś, by można było pojeździć na nartach i ze względu na Koncert Noworoczny.

Fakt końca świata Polacy przyjęli spokojnie, na zasadzie „nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało". Natomiast Austriacy popadli jak zwykle w totalną panikę, bojąc się przede wszystkim o swoje emerytury i renty i o to, czy uda im się odwołać rezerwację na wykupione w Egipcie, Chorwacji i innych nadmorskich krajach urlopy.

Ponieważ jedynym krajem z morzem i w ogóle jedynym pozostałym krajem oprócz Austrii była Polska, stęsknieni za nadmorskim wypoczynkiem Austriacy przebukowali szybko wszystkie urlopy nad polskie Morze Bałtyckie.

W lipcu i sierpniu 2013 roku Ustka, Jastarnia i Władysławowo przeżyły niespotykany dotąd najazd austriackich turystów. Przy okazji zawiązało się kilka towarzystw współpracy i wzajemnej pomocy, doszło do spontanicznych fuzji wielu firm. Euforia skończyła się po sezonie, gdy okazało się, że w Morzu Bałtyckim brak śledzi i dorszy. Do tego na Mazurach – drugim z obleganych przez Austriaków regionie – dramatycznie zmniejszyła się liczba krów i cieląt, który to fakt miał związek z gigantyczną i niespodziewaną liczbą zamówień na sznycle i gulasz.

W obliczu groźby katastrofy żywnościowej rząd polski zwrócił się do rządu austriackiego z prośbą o przesłanie kilkuset krów austriackich w celu ponownego zasiedlenia mazurskich pastwisk. Austriacki rząd wybrał w castingu najlepsze krowy, czyli te z pastwisk alpejskich. Krowy podpisały umowę integracyjną i odleciały transportem LOT-Niki, które były już po fuzji – jak zresztą i wszystkie inne firmy – noszące odtąd podwójne austriacko polskie nazwy – Redbull-Heineken, Nom-Nestle czy Porsche-Daewoo.

I tak alpejskie łąki opustoszały, a pastwiska zaczęły zarastać w zastraszającym tempie. Bujna, dzika roślinność zagroziła ustalonemu w austriackiej konstytucji ekosystemowi. Szczególnie, ignorując zakazy, rozpleniły się szarotki – do tego stopnia, że rozsiewane w dużych ilościach nasiona zakiełkowały nawet w miejscach oddalonych od Alp o setki kilometrów, na przykład w Wiedniu, a nawet we wschodnim Burgenlandzie. Przeciwko koszeniu zaprotestowali Zieloni, uznawszy je za akt sabotażu narodowego. W obliczu faktu, że szarotki zaczęły kiełkować nawet na głowie Straussa w Stadtparku oraz że większość austriackich robotników przebywała na urlopie nad polskim morzem i na Mazurach, tym razem to rząd austriacki zwrócił się do polskiego – w ramach wspomnianej wzajemnej pomocy – o przesłanie transzy polskich robotników, których miano zatrudnić przy koszeniu alpejskich łąk.

Rząd polski wysłał robotników na pierwszą specjalną misję zaraz po wakacjach. Ci zabrali się do koszenia. Po fajrancie raczyli się sznapsem i winem i zrobiło się im tak wesoło, że postanowili w ogóle nie wracać do Polski. Zupełnie zaprzestali koszenia, a część z nich nawet zmieniła obywatelstwo, wykorzystując fakt, że proces ubiegania się o nie skrócił się w ramach nowej rzeczywistości i wzajemnej współpracy i pomocy z 6 lat do dwóch tygodni.

Niesubordynacja polskich pracowników stanęła kością w gardle polskiemu rządowi pod względem moralnym. Postanowiono wysłać do Austrii księży, których zadaniem miało być sprowadzenie owieczek z Alp na właściwą drogę. Nabór księży przeciągał się do października, w końcu i oni wylecieli. Tymczasem w Alpach spadł śnieg. Polscy duchowni postanowili z tego faktu skorzystać i przesunąć rekolekcje, a na razie pojeździć na nartach i pozachwycać się widokami według motta „przez piękno do prawdy".

Brak księży w Polsce nie dał się nie zauważyć. Ograniczono liczbę mszy, kościoły były przepełnione, pojawiły się specjalne listy zapisów do spowiedzi z miesięcznym wyprzedzeniem. Nastąpił chaos, demonstracje i zamieszki na skalę nie widzianą od czasów Martina Lutra. Problemem stał się także brak pracowników, zwłaszcza że po końcu świata z wiadomych względów nie można już było na ich miejsce zatrudnić Ukraińców czy Wietnamczyków.

Niestabilną sytuację wykorzystali szybko austriaccy duchowni muzułmańscy, wysyłając do naszego kraju kilkudziesięciu przedstawicieli religijnych, mających nawrócić pogrążony w chaosie naród na jedyną prawdę. Po przybyciu do Polski imamowie zabrali się do nawracania. Przebudowano kościoły na meczety, zlikwidowano Boże Narodzenie i wszystkie hodowle świń. Kobietom spodobała się ta nowa rzeczywistość, odtąd nie musiały już bowiem pracować, tylko mogły zająć się domem i dziećmi, pozbywając się dzięki temu ciążącego na nich od pokoleń statusu „matki Polki".

To otrzeźwiło polskich robotników, którzy przypomnieli sobie o swoich korzeniach i postanowili natychmiast wrócić do kraju, argumentując tę decyzję zbliżającym się Świętem Niepodległości i Bożym Narodzeniem. Po powrocie udało im się, po pierwsze, przekonać muzułmanów, że jednak religia katolicka jest najlepszą religią. Na powrót przebudowano meczety na kościoły. Pozwolono znów pracować kobietom, które nieco znudzone domową egzystencją bardzo się z tego faktu ucieszyły i nawet założyły stowarzyszenie „Matka Polka Austriaczka", w ramach wzajemnej współpracy i wymiany poglądów. Przywrócono Gwiazdkę i hodowlę świń. Odesłano krowy do Austrii. Wszystko wróciło do normy, a gazety znowu miały o czym pisać. Przywiezione z Austrii w prezencie szarotki powracający Polacy zasadzili na łąkach wyjedzonych przez austriackie krowy i oba ekosystemy wróciły do normy. W zbliżających się polskich wyborach parlamentarnych najwięcej głosów zebrała nowo powstała partia Zielonych „Mazurska szarotka". Austriaccy turyści za to zaczęli szanować północnego sąsiada, bo tylko on miał dostęp do morza.

Magdalena Sekulska, Polonika nr 218, marzec 2013

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…