Polsko – austriacka „M Jak Miłość”

-Wiedeń to raj na ziemi! Obalam mit, ze zakochani jeżdżą do Paryża, niech się wybiorą do Wiednia. Zostawiłam tam serce – mówi Katarzyna Cichopek, znana jako Kinga z serialu „M jak Miłość”.

 

Jak znosi Pani popularność i dobre rady, jakich serialowej Kindze udzielają wierni widzowie?
Czasem słyszę: nie zdradzaj Piotrka (partner Kingi w serialu „M jak Miłość” – dop. red.), kochajcie się, nie kłóćcie się. Jak każdy mam wzloty i upadki. Nie zawsze jestem w dobrym nastroju. Nie mogę jednak być niemiła dla osób, które proszą o autograf. Ostatnio w centrum handlowym, przy którym mieszkam, chciałam zrobić małe zakupy. Na parkingu naliczyłam 13 autokarów. Zrezygnowałam, bo pomyślałam, że jak wejdę, wpadnę w paszczę lwa.

Przez ostatnie dwa lata pani chłopakiem był Mateusz, student architektury, Austriak polskiego pochodzenia mieszkający w Wiedniu. Miłość przegrała z odległością?
Okazała się zbyt trudna. Łatwiej jest, gdy ma się 27-28 lat. Obie strony są wówczas bardziej dojrzałe, krystalizują się już ważne życiowe decyzje - ślub czy przeprowadzka. W moim wieku jeszcze nikt o tym nie myśli. Żadne z nas nie chciało porzucić tego, co miało. Ja nie chciałam wyjechać z Polski. On chciał przyjechać do Warszawy, ale dopiero za dwa lata mógł otrzymać stypendium.

Kto pierwszy powiedział o rozstaniu?
Nie wiem. Jakoś tak wyszło w rozmowie. Właściwie trudno powiedzieć, kiedy nastąpił koniec. Wbrew temu, co pisały gazety, wcale się nie pokłóciliśmy przy rozstaniu. Nasz związek umierał śmiercią naturalną, to był długi proces. Ale uważam, że podjęliśmy rozsądną decyzję. Zupełnie na spokojnie powiedzieliśmy sobie: lubimy się i szanujemy, może za kilka lat uda się nam wyłapać to „coś”.

Znacie się od dziecka. Kiedy staliście się parą?
Rodzice Mateusza przyjeżdżali do nas na wakacje na działkę, na Mazury. Wspólnie pływaliśmy w jeziorze, grilowaliśmy kiełbaski, spacerowaliśmy po lesie. Mateusz zawsze był mi bliski, okazywaliśmy sobie czułość, nawet, gdy nie byliśmy jeszcze parą, zawsze się przytulaliśmy. Gdy staliśmy się starsi, każde z nas miało już swoje poważne sprawy i własne życie, rzadziej się widywaliśmy. Dwa lata temu pojechałam na miesięczny kurs języka niemieckiego do Wiednia. Rodzice Mateusza zaproponowali, żebym się u nich zatrzymała. Wtedy poznałam go na nowo.

Jak często się widywaliście?
Zawsze raz w miesiącu. Zazwyczaj ja jeździłam na tydzień do Wiednia wykorzystując kilkudniowe przerwy w zdjęciach. Czasem trudno było zgrać terminy, bo obydwoje byliśmy bardzo zajęci. Ostatnio kontakt trochę się rozluźnił, bo ja mam ciężki semestr na studiach, a i w serialu zaczęło się coraz więcej dziać. Mam podpisany kontrakt, nie mogę tak po prostu zrezygnować.

W jakim języku rozmawialiście?
Mateusz bardzo dobrze mówi po polsku, ale w tym języku rozmawialiśmy tylko o przyjemnych rzeczach. Kłóciliśmy się po angielsku, gdyż dla każdego z nas był to obcy język i szanse na słowne utarczki były równe. Pierwsze „kocham cię” usłyszałam po angielsku, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, czy te słowa znaczą to, co powinny znaczyć. Dopiero po ośmiu miesiącach usłyszałam „Ich liebe dich”. Uważam, że te słowa zupełnie inaczej brzmią w różnych językach.

Jaki jest Wiedeń dla zakochanej pary?
Raj na ziemi! Obalam mit, ze zakochani jeżdżą do Paryża, niech się wybiorą do Wiednia. Zostawiłam tam serce. Mateusz pokazał mi Wiedeń, jakiego nie oglądają turyści. Poznałam urocze zakątki i jego przyjaciół.

Czy się różnili od pani polskich przyjaciół?
Wydawało mi się, że są bardziej dorośli w swoim zachowaniu, mają większy luz, żadnej presji. A u nas jest wyścig szczurów.

Jakie ma Pani wspomnienia z Wiednia?
Wspaniałe! Chciałam wszystko poznać, wszystkiego zasmakować. Najbardziej podobała mi się oczywiście Starówka. Mam duży respekt przed katedrą św. Szczepana. Ta olbrzymia budowla mnie uspokaja. Moją słabością są ...buty, które zawsze kupowałam w Wiedniu. Jak zobaczę jakiś nowy model, nie mogę się oprzeć. Noszę rozmiar 35, który nie zawsze bywa w sprzedaży. Na zakupach Mateusz nosił zawsze torby z butami. Tego mi najbardziej brakuje.

Czy Mateuszowi podobała się Warszawa?
Czuł się zagubiony, mimo że dobrze zna polski, miał problemy z poruszaniem się po mieście. Trudno mu było się odnaleźć, ale to po części wina tego, jak zbudowane jest nasze miasto. Okazuje się, że Warszawa chyba nie jest zbyt przyjazna cudzoziemcom.

Czy rozmawialiście o małżeństwie?
Nie. Myślę, że na to jest jeszcze za wcześnie. Uważam, że najlepszy okres, aby zacząć myśleć o małżeństwie i dzieciach to trzydziestka. Wcześniej trzeba się zrealizować, aby potem móc poświęcić się dzieciom.

Twierdzi pani, że „mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus”. Czy z Mateuszem miała Pani większe problemy w porozumiewaniu się, dlatego że nie dość, że był mężczyzną, to jeszcze cudzoziemcem?
Męsko-damskie problemy w porozumiewaniu się są globalne. Jaki facet zrozumie, że gdy dziewczyna mówi „zimno mi” - to znaczy „przytul mnie”? Nasze dodatkowe problemy z Mateuszem wynikały z tego, że wiele rozmawialiśmy przez telefon, a wtedy nie widzi się twarzy drugiej osoby i jej reakcji, więc łatwiej o nieporozumienie. Intensywnie uczę się niemieckiego, ale w naszych instytutach uczą języka literackiego, zwanego „Hochdeutsch”. Pamiętam, jak kiedyś pojechaliśmy z Mateuszem na wycieczkę w Alpy. Odwiedziliśmy babcię jego kolegi, z rozmowy prowadzonej w dialekcie nie zrozumiałem wówczas ani słowa.

Czy miejsce Mateusza zajął już ktoś inny?
Jestem wolna jak ptak i na razie zamierzam taką pozostać. Wychodzę z założenia, że jestem jeszcze młoda, że teraz jest najlepszy czas, aby się wybawić i wyszaleć.

Jak na wasze rozstanie zareagowali rodzice?
To nieprawda, co napisała jedna z gazet, że byli zrozpaczeni. Nasze rodziny nadal się spotykają. Rodzice nigdy nie wtrącali się do naszego związku.

Kiedy spotka się pani z Mateuszem?
Już niedługo. W lipcu leci do Barcelony przez Warszawę. Zjawi się kilka dni wcześniej, abyśmy mogli się spotkać.

Rola Kingi w serialu „M Jak Miłość”, która przyniosła popularność, nie jest pani debiutem. Jak zaczęła się Pani przygoda z filmem?
Można powiedzieć, że zaczęła się już w kołysce, gdy zobaczyłam wycelowany we mnie obiektyw aparatu mojego taty - fotografika. Byłam bardzo żywym, pełnym energii dzieckiem. W dzieciństwie bardzo lubiłam recytować wierszyki i śpiewać piosenki. Zmuszałam rodzinę i znajomych, aby byli moją publicznością. Potem rodzice zapisali mnie do szkoły sportowej, gdzie na zajęciach po lekcjach mogłam rozładować swoją energię. Niestety, kontuzja kręgosłupa wykluczyła dalsze zajęcia sportowe. Trzeba było mnie czymś zająć. I tak trafiłam do Ogniska teatralnego przy teatrze Ochota, a stamtąd na plan filmu „Boża podszewka”.

W wieku 17 lat dostała Pani rolę Kingi w „M jak Miłość”. Nikt wówczas nie przypuszczał, że ten serial okaże się takim hitem.
Tę rolę dostałam trochę „niechcący”, gdyż na casting przyszłam w ostatnim momencie, w środku wakacji, zupełnie na luzie. Nie lubię castingów, bo uważam, że pięć minut to za mało, aby się zaprezentować, pokazać, co potrafię, Zagrałam jakąś scenkę. Wieczorem dostałam telefon, że mam się natychmiast kłaść spać, bo na drugi dzień rano mam być na planie.

I tak minęło prawie 7 lat. Młodzieżowy wątek serialu, który początkowo był „dodatkiem” do wydarzeń w Grabinie znacznie się rozrósł, a Pani skończyła liceum o profilu muzycznym. Trzeba było podjąć decyzję - co dalej? Szkoła teatralna czy inny kierunek?
Wybrałam psychologię, choć przyznaję, że miałam dylemat. Pomyślałam jednak, że nie mogę sobie pozwolić na to, żeby nie pracować. A gdybym dostała się do szkoły teatralnej, nie mogłabym grać. Teraz robię dwie rzeczy równolegle: kończę psychologię i cały czas gram. Z jednej strony uwielbiam grać, a z drugiej - wciągnęła mnie psychologia.

Jednak gdzieś w tle pozostaje marzenie o wielkiej roli. O jakiej?
Chciałabym zagrać postać zupełnie inną od Kingi i ode mnie - wampa, koszmarną, straszną dziewczynę. Wiem, że potrafiłabym to zrobić.

Studiuje Pani na czwartym roku psychologii, gra w „M jak Miłość”, od września w telewizji ruszy nowy program rozrywkowy, który będzie pani prowadziła. Jak udaje się godzić tyle zajęć?
Producenci serialu bardzo idą mi na rękę. Daję im swój plan zajęć na uczelni, a oni tak planują zdjęcia, że mam możliwość uczestniczenia w zajęciach. Na przykład wczoraj rano byłam na planie, potem spędziłam półtorej godziny na uniwersytecie i kierowca odebrał mnie spod szkoły. Wróciłam, żeby grać dalej. Czasami jestem na planie 4 dni w tygodniu, czasem dwa-trzy, bywa też, że mam wolny tydzień.

Chce Pani pracować jako psycholog czy też myśli o dalszej karierze aktorskiej?
Gdy skończę psychologię, chcę zrobić drugi fakultet - anglistykę. W przyszłości chciałabym prowadzić szkolenia i treningi interpersonalne. Aby być licencjonowanym trenerem psychologicznym, muszę także skończyć dodatkowo podyplomowe studium trenerskie.

Najbliższe plany?
Mam zamiar zaliczyć egzaminy, a na piątym roku obronić pracę magisterską. We wrześniu wystartuję z nowym programem rozrywkowym w pierwszym programie TVP. W wakacje będę prowadziła festiwal Romów w Ciechocinku - będę bawiła się i tańczyła do białego rana. W serialu „M jak Miłość” nasz wątek na razie się rozrasta, ale na pewno przyjdzie taki moment, że się zakończy. Tak jest w życiu.

Rozmawiała Małgorzata Schwarzgruber, Polonika nr 126/127, lipiec/sierpień 2005

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…