Wiedeń i Paryż

W połowie stycznia br. na ekrany austriackich kin wszedł film „Lis” w reżyserii Adriana Goigingera, w którym opowiedział on prawdziwą, wzruszającą historię swojego pradziadka.

W filmie zobaczymy liska, który dwa lata był oswajany na potrzeby filmu. Usłyszymy oryginalny, wymierający już dialekt z okolic salzburskiego Pinzgau. A w jednej z głównych ról zobaczymy austriackę aktorkę polskiego pochodzenia, Adrianę Gradziel, z którą mieliśmy przyjemność rozmawiać w dniu wiedeńskiej premiery filmu.

Rola w filmie „Fuchs”, czyli po polsku „Lis”, jest Pani debiutem w filmie niemieckojęzycznym. Jak trafiła Pani na plan?
– Od 2015 r. pracowałam we Francji jako aktorka. W czasie drugiego lockdownu, w grudniu 2020 r., przyjechałam do Austrii, żeby pobyć z rodziną. Pomyślałam jednak, że nie będę w tym czasie bezczynnie siedzieć, napisałam więc do kilku agencji, że jestem obecnie w Wiedniu i mogę podjąć pracę w Austrii lub w Niemczech. W jednej agencji dowiedziałam się, że do austriackiego filmu szukają dziewczyny, która biegle mówi po francusku. Zgłosiłam się i od razu dostałam angaż, chociaż był to mój pierwszy casting w Austrii.

W tych dniach film wchodzi na ekrany kin austriackich. Co jest w nim szczególnego? Jak Pani streściłaby krótko jego fabułę?
– Akcja rozgrywa się podczas II wojny światowej, ale nie jest to film o wojnie. Opowiada poruszającą historię młodego Austriaka, Franza, który jako siedmioletni chłopiec zostaje oddany przez rodziców na służbę do bogatego rolnika. Przeżył tam traumę i z tego powodu nie nauczył się nawiązywać międzyludzkich kontaktów. Te przeżycia z okresu dzieciństwa i wczesnej młodości wpłynęły na całe życie bohatera filmu, zadecydowały o tym, jaki jest, jak odbiera świat. I ten film właśnie o tym opowiada. Ja gram w nim rolę Francuzki, Marie Rosiez, kobiety, którą poznaje główny bohater, Franz.

Główny bohater filmu został w dzieciństwie oddany przez rodziców na służbę do obcych ludzi...
– Franz wychowywał się w rodzinie, w której było jedenaścioro dzieci. Rodzice musieli go oddać na służbę, bo byli tak biedni, że nie byli w stanie wyżywić swoich dzieci. Gdyby go nie oddali, zapewne umarłby z głodu. Oddali go do bogatszego rolnika, musiał tam ciężko pracować i był bardzo źle traktowany. Przed II wojną na tamtych terenach, a mowa tu o Pinzgau w okolicach Salzburga, panowała potworna bieda i oddawanie dzieci na służbę do bogatszych gospodarzy było powszechnie stosowaną praktyką.
W czasie II wojny światowej Franz znalazł się między innymi we Francji. Wstąpienie do armii było dla niego jedyną możliwością ucieczki przed biedą i głodem. Z chwilą rozpoczęcia ataku na Francję w 1940 r. znajduje w lesie ranne lisiątko, którego matka lisica zmarła we wnykach. Nie zastanawiając się ani przez chwilę, Franz postanawia zaopiekować się zwierzęciem. Dzięki relacji z osieroconym lisem potrafi zrozumieć to, co jemu samemu się przytrafiło. Ale nie będziemy zdradzać finału filmu...

Ta historia wydarzyła się naprawdę.
– Tak, to jest prawdziwa historia pradziadka reżysera – Adriana Goigingera. Od 14. roku życia przyszły reżyser zapisywał wspomnienia swego pradziadka, Franza Streitbergera, potem je nagrywał. Zdygitalizował też i opracował 350 zdjęć pradziadka, wykonanych przez niego w czasie II wojny światowej. Opowiedziana przez niego historia o lisie tak głęboko go poruszyła, że postanowił opowiedzieć ją innym. Reżyser podkreślał, że jego celem w tym filmie jest pokazanie, iż każdy człowiek, bez względu na to, kiedy się urodził i w jakimkolwiek środowisku, potrzebuje miłości i bezpieczeństwa. Jest głęboko przekonany, że miłość napędza wszystko, co robimy. Adrian Goiginger wie, że dzięki lisowi jego pradziadek odkrył na nowo wiarę w miłość.

Jak to jest grać u boku takiej wielkiej gwiazdy, jaką jest Karl Markovics?
– Bardzo lubię jego pracę i jego role. Już będąc dzieckiem, byłam fanką komisarza Rexa. Jednak na planie filmowym nie zagrałam z nim żadnej sceny. Poznałam go dopiero podczas premiery. Bardzo się cieszę, że występujemy w tym samym filmie, chociaż nie graliśmy razem. Film powstaje właśnie w taki sposób, że jest montowany z wielu oddzielnie nakręcanych scen.

Czy zawsze chciała Pani zostać aktorką, czy też była to kwestia przypadku?
– Zawsze lubiłam oglądać filmy. Gdy byłam młodsza, myślałam, że aktorstwo to świetna praca, ale nie myślałam, że mogłabym to robić. Jako 17-latka wyjechałam do Paryża i pracowałam w modelingu. Podczas castingów reklamowych nie czułam się pewna siebie. Moja agentka zaproponowała, że może zapisałabym się do jakiejś szkoły aktorskiej, może by mi to pomogło. Poszłam więc w Paryżu do szkoły Cours Florent, tam się zameldowałam i zostałam przyjęta. Bardzo mi się tam spodobało. Naprawdę odkryłam pasję, której do tej pory nie miałam. Dotychczas bowiem żyłam tak, że próbowałam ciągle czegoś innego, szukałam. A w szkole aktorskiej już pierwszego dnia pomyślałam, że to jest coś, co mnie fascynuje, i że mogę robić to przez dłuższy czas.

Dlaczego zdecydowała się Pani na wyjazd do Francji?
– Propozycja wyszła z wiedeńskiej agencji modelek, z którą zaczęłam współpracę. We Francji bowiem jest najwięcej dużych firm kosmetycznych. I faktycznie co roku brałam udział w kampaniach reklamowych dużych firm.

Czy praca modelki sprawiała Pani dużą satysfakcję?
– To zależy. Bardzo podobało mi się to, że mogłam podróżować. Najpierw byłam we Francji, potem wyjeżdżałam do Hiszpanii, Włoch, Japonii, Chin, Ameryki Północnej i Południowej. Do tych wszystkich miejsc, o których tylko można pomarzyć!
Pierwszy raz wyjechałam w wieku 15 lat, zarabiałam pieniądze, byłam niezależna, miałam do czynienia z kreatywnymi ludźmi. Niektóre rzeczy bardzo mi się w tej pracy podobały. Inne mniej, np. że jest się samemu w kraju, którego się nie zna. Trzeba spełniać też różne warunki fizyczne, na przykład uważać na wagę. To był nieustanny stres. Dlatego w pewnym momencie zrozumiałam, że nie mogę wykonywać tej pracy na sto procent. To jest trudna praca, ale bardzo dużo się nauczyłam i poznałam wielu ciekawych ludzi. Potrzebowałam jednak czegoś innego, bardziej kreatywnego, będącego też wyzwaniem intelektualnym.

To jest rzadko spotykane u młodych ludzi, że w tak wczesnym wieku zaczynają się usamodzielniać.
– Rzadko w tym wieku prowadzi się takie życie. Naprawdę to sama o tym nie zadecydowałam, niejako „wpadłam” w modeling. Wtedy nie zadawałam sobie żadnych pytań, teraz, mając 34 lata, zdaję sobie sprawę z tego, jakie to było trudne. Miałam szczęście, że moja rodzina miała do mnie dużo zaufania.

Który z Pani filmów nakręconych we Francji mogłaby Pani polecić naszym czytelnikom?
– Muszę pomyśleć. Hmm..., może serial science fiction „Missions”? To pierwszy francuski serial, którego akcja rozgrywa się w kosmosie. Jest interesujący i warto go zobaczyć. Grałam tam rolę niemieckiej biolożki.

Urodziła się Pani w Wiedniu. Co łączy Panią z Polską?
– Moi rodzice pochodzą ze Zgorzelca, mam tam dużą rodzinę. Staram się jeździć do Polski. Lubię polskie filmy np. Kieślowskiego czy Polańskiego, w ogóle uwielbiam polski film. Kocham polskie jedzenie (śmiech), polski język. Wiele mnie łączy z Polską, chociaż urodziłam się w Wiedniu.

Skąd taka dobra znajomość języka polskiego?
– W domu rozmawialiśmy po polsku. Chodziłam także do Szkoły Polskiej im. Jana III Sobieskiego w Wiedniu w Kollegium Kalksburg.

Czy Pani plany zawodowe związane są bardziej z Francją czy Austrią?
– Trudno powiedzieć, bo chciałabym mieć kontakt zarówno z językiem niemieckim, jak i francuskim.

W Pani życiorysie można znaleźć informację, że śpiewa Pani mezzosopranem. Czy nie chciała się Pani poświęcić muzyce?
– Mój głos jest w tej tonacji, ale czy ja dobrze śpiewam? Na pewno bardzo chętnie, jednak teraz poświęcam się aktorstwu. Czy mogłabym śpiewać na poziomie zawodowym? W to wątpię! (śmiech). Uwielbiam polską muzykę, piosenki Marka Grechuty czy Budki Suflera.

Proszę powiedzieć jeszcze o Pani hobby. Czy sport ułatwia pracę w zawodzie aktora?
– Dzięki sportowi uzyskuję pewną emocjonalną równowagę, której w pracy aktora tak naprawdę nie ma. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie następna rola. Nie jest tak, że idzie się do pracy na 9.00 rano, a kończy ją o 17.00, tylko trzeba samemu sobie wiele zorganizować. Praca aktora to trudny zawód, w którym samemu trzeba wiele planować, dbać o kontakty, kreatywnie się rozwijać, np. na kursach. Gdy przez dłuższy czas nie ma zleceń, to przychodzi taki moment – a myślę, że wszyscy aktorzy tak mają – w którym pojawia się zwątpienie. Bardzo trudno wtedy o motywację.
Pomaga mi sport. Lubię biegać, wcześniej dużo jeździłam konno, ale teraz w związku z tym, że mieszkam to tu, to tam, jest to trudniejsze. O tej porze roku chętnie morsuję w Dunaju. Wejście do lodowatej wody nie jest łatwe, ale gdy po kilku minutach z niej wychodzę, ogarnia mnie uczucie euforii.

Czy tylko sport Pani pomaga?
– Znajomi i rodzina, krąg dobrych ludzi wokół, którzy potrafią wspierać i z którymi można rozmawiać o różnych rzeczach, są dla mnie bardzo ważni. Ogólnie mówiąc, zdrowe kontakty socjalne, dokształcanie się, kursy aktorskie. Żeby się nie poddać zwątpieniu, muszę się czegoś nowego nauczyć, np. jakiejś nowej techniki czy właśnie śpiewu. Dla równowagi psychicznej dobrze jest ciągle się uczyć.

Co najbardziej lubi Pani w zawodzie aktora?
– Na przykład to, że gdy dostaje się nową rolę, to otwiera się nowy świat. Do filmu „Lis” musiałam nauczyć się strzelać, poznać tajniki dawnego gotowania. Żeby uchwycić samotność postaci, którą grałam, pojechałam do domu, w którym były kręcone sceny, i spędziłam w nim sama kilka dni i nocy. To niesamowita praca, bo tego się człowiek nie uczy tylko na potrzeby określonej roli, ale na całe swoje życie. I to jest piękne.

Powróćmy do filmu „Lis”. Co jest jego najważniejszym, uniwersalnym przesłaniem?
– Można przeżyć coś dramatycznego, gdy się jest młodym, i nie rozumieć, dlaczego tak się stało. Można żyć z tym bólem, ale pewnego dnia coś się wydarza w życiu, co może nam pomóc zrozumieć sens tego wszystkiego – i wybaczyć.

Rozmawiała Halina Iwanowska, Polonika nr 294, styczeń/luty 2023

Top
Na podstawie przepisów art. 13 ust. 1 i ust. 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. informujemy, iż Österreichisch-Polnischer Verein für Kulturfreunde „Galizien“, jest administratorem danych osobowych, które przetwarza na zasadach określonych w polityce prywatności. Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług na zasadach określonych w tej polityce. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie w można określić w ustawieniach przeglądarki internetowej z której Pan/Pani korzysta lub konfiguracji usług internetowej. More details…